niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 12


Teatralnie
Łukasz dość wcześniej zerwał się z łóżka. Źle spał i był zmęczony. Szybko się ogarnął, żeby wyjść do pracy, wcześniej jednak zadzwonił do Patryka, który dziś miał przyjechać do Poznania na weekend.
- Hej Patryk
- Siemasz, co tam?
- Słuchaj, muszę być dziś cały dzień w pracy, więc Cię nie odbiorę, możesz podskoczyć do mnie po klucze żebyś mógł wejść do mieszkania?
- Jasne, będę niebawem
- Niebawem?
- Załatwiłem sobie wolne, stęskniłem się za księżniczką - zaśmiał się radośnie
- Przestań mnie tak nazywać ! - odfurknął Łukasz -OK, to do zobaczenia
- Baj
Patryk mimo krótkiej rozmowy wyczuł w głosie Łukasza jakąś nutę smutku i przygnębienia. Znał go na tyle dobrze, żeby móc wyłapać takie detale. Po przyjeździe do pracy Łukasz niestety napatoczył się na Błażeja, który mimo iż go irytował, zaczynał też powoli intrygować. Nie miał czasu na rozmyślanie o tym człowieku i zabrał się do pracy.

***

Marek od rana krzątał się po mieszkaniu i z trudem szukał sobie miejsca. Nie mógł pozbyć się myśli o Michale, który mimo, że dochodził do siebie niewątpliwie miał problem i to poważny. Dziś musiał się jednak skupić na sobie, gdyż to ostatni dzień prób przed przedstawieniem, w którym grał. Sama sztuka była dla niego może niezbyt wysokich lotów, ale z racji tego, że to jego zaliczenie, musiał się przyłożyć. Jako zastępcy reżysera i głównemu aktorowi nie wypadało odwalić fuszerki. Poza tym uwielbiał to co robił. Teatr był dla niego jedyną miłością, której poświęcał się bez reszty.

Ledwo przełknął kanapkę, popił herbatą i ubrawszy się jak zwykle artystycznie niechlujnie wyszedł z mieszkania. Musiał jeszcze skoordynować catering na dzisiejszą imprezę urodzinową dla Grzegorza. Nie miał innego pomysłu, jak mógłby się mu odwdzięczyć, więc uznał, że ten pomysł będzie na jego możliwości idealny. Miał trochę czasu, więc specjalnie się nie spieszył. Pogoda dopisywała i postanowił się przejść. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk klaksonu. Odwrócił się i ujrzał w samochodzie Patryka. Ten na widok Marka zgasił silnik, wysiadł i podszedł do niego witając się z otwartymi ramionami, jakby byli przyjaciółmi ze szkolnej ławy.
- Hejka Maro, gdzie tak pomykasz?
- Idę do teatru, mam nadzieję, że się tam spotkamy wieczorem ?
- Jasne, dziękuję za zaproszenie. Trochę kultury mi się przyda - zaśmiał się
- No tak, trzeba trochę liznąć sztuki
- Nie kuś mnie Marecki, nie kuś, bo Cię liznę naprawdę - odpowiedział
- Idziesz do Łukasza tak? - zapytał chcąc zmienić temat
- Taa... - urwał gwałtownie i zaklął - kurwa, zapomniałem pojechać do niego po klucze!
- Ktoś tu jest całkiem rozkojarzony- odparł Marek wystawiając język
- No troszkę się za nim stęskniłem no i to Twoje przedstawienie. Jestem happy!. Słuchaj, może Cię podwiozę do tego teatru, skoro muszę jechać po klucze?
- W sumie miałem się przejść, ale jeśli to nie problem...
- Żaden problem przystojniaczku - mrugnął do Marka i wsiedli do samochodu.
Patryk obrał kurs na teatr. Znał miasto dość dobrze, bo kiedyś często tu bywał służbowo. Kiedy jechali zapytał o Michała. Marek posmutniał, nabrał powietrza i ze smutkiem w głosie streścił mu przebieg tamtej nocy, uznawszy że Łukasz i tak mu pewnie o tym powie, albo domyśli się kiedy w teatrze nie pojawi się Michał.
Patryk wysłuchał relacji kolegi i również posmutniał. Owszem był rozrywkowym facetem, lubił się zabawić i poszaleć, ale nigdy nie mógł zrozumieć co ludzie widzą w prochach. Jego jedyny epizod to trawka, po której bolała go głowa, zeżarł pół lodówki, absolutnie nie czuł żadnej fajnej fazy i stwierdził, że to nie dla niego klimat. Odstawił Marka pod teatrem życząc mu powodzenia i pojechał po klucze.
***



Pod biurowiec Łukasza dotarł kwadrans później. Zaparkował na miejscu dla pracowników i wjechał na górę. Kiedy wszedł do korytarza natknął się na wypacykowanego rudzielca, którego z wielkim zdziwieniem zmierzył wzrokiem. Zupełnie nie przepadał za tego typu stylem, uznając go za zbyt ciotowaty, jak to określał bez pardonu. Błażej idąc z dokumentami zauważył nieznajomego ubranego w wytarte jeansy, glany i skórzaną kamizelkę spod której widać było czarną koszulkę z jakimś krwawym nadrukiem. Westchnął z dezaprobatą dla ubioru Patryka i zwrócił się do niego:
- Witam, w czym mogę pomóc? - wycedził dość pompatycznym tonem
- Cześć, szukam Łukasza
- Którego Łukasza ?  pracuje u nas dwóch
- Waw.. - nie dokończył gdyż rudzielec dłonią wskazał mu gabinet, i ostentacyjnie się obróciwszy udał się do innego pokoju.
- Co za wypacykowany dupek - rzucił w powietrze Patryk i wparował do gabinetu przyjaciela.
- Fiuuu Fiuuu - z uznaniem niemal gwizdnął Patryk - komu musiałeś zrobić laskę, żeby dostać takie biuro?
- Też Cię lubię zboczku - odparł Łukasz z uśmiechem, choć żarty Patryka czasem go drażniły.
- No widzę, że nieźle Ci idzie, własne biuro, krawaciki, marynareczki. Jeszcze powiedz, że masz asystenta pod biurkiem i zacznę ci zazdrościć
- Aleś ty zabawny- wystawił język Łukasz i zaczął szukać kluczy w torbie - Nie mam nic do żarcia w domu, więc może zrób jakieś zakupy po drodze i mam prośbę. Kup alkohol, najlepiej kilka butelek dobrego wina, bo po przedstawieniu mamy imprezę w teatrze. Ma tam być jeszcze przyjaciel Marka, który ma urodziny, więc może coś Ci wpadnie w oko na prezent. On jest lekarzem, ale nie szalej zbytnio.
- Spoko, a nasz czy heteryk?
- Nasz, ale proszę Cię, nie odwiedzaj sex-shopu !
- Strasznie się pruderyjny zrobiłeś eleganciku - z ironią stwierdził - Ten krawat najwyraźniej uciska Ci zwoje, choć hmmm - tu się przez chwilę zamyślił- mógłbyś go wykorzystać inaczej - W jego głowie już snuła się wizja seksu na wielkim biurku Łukasza.
- Patryk, nie przeceniaj się, wiem o czym myślisz, ale aż tak zdesperowany nie jestem - chłodno odparł Łukasz- Poza tym niedaw... - szybko uciął zdanie
- Poza tym niedawno się rżnąłeś? - zaśmiał się Patryk, który nie miał może zdolności opanowywania akademickiej wiedzy, ale był bardzo bystry i inteligentny. Umiał wyczuwać ludzkie nastroje, a czasem wydawało się, jakby czytał ludziom w myślach.
- Nic takiego nie powiedziałem - z irytacją w głosie odpowiedział
- Nie musiałeś. Ty cały czas zapominasz, że ja cię znam na wylot.
- Ehh, nieważne. Proszę cię jedynie, nie zapomnij o zakupach na wieczór
- Dobra, dobra, nie marudź już jak rasowa ciotka.  Jadę, do zobaczenia w domu.
- No cześć, fajnie, przyjechałeś - Łukasz posłał mu radosny uśmiech a sam wrócił do pracy. Poluzował krawat, zerknął na biurko i się uśmiechnął - W sumie będę musiał to kiedyś tu zrobić... - powiedział sam do siebie.

***
Patryk opuścił biuro Łukasza i znowu napatoczył się na rudzielca.
- Baj maszkaro - wycedził z drwiną i wyszedł z budynku.
Błażej aż wstrzymał powietrze i widać, że poczuł się dotknięty w tym negatywnym znaczeniu. Patryk zapalił przed autem a gdy skończył, udał się do Starego Browaru na zakupy. Znalazł dość dobrze zaopatrzony sklep z winami i nabył kilka butelek. Potem chodząc po galerii szukał prezentu dla jubilata, ale nie miał żadnego pomysłu, bo najzwyczajniej nie znał gościa. Zaczął nawet sam do siebie mówić, gdyż myślenie na głos mu pomagało.
- Co mam mu kupić??? pewnie to jakiś ąąą ęęę doktorek, który bułkę przez bibułkę, a chuja pełną gębą... - kilkoro ludzi zmierzyło go dość ostrym wzrokiem, ale Patryk nigdy się nie przejmował otoczeniem, więc zupełnie wyluzowany podążał przez galerię. Na wystawie zauważył manekina przyozdobionego fioletowym krawatem. Zlustrował cenę i uznał, że jak się zrzucą z Łukaszem, to nie nadszarpnie zbytnio swojego budżetu. Wszedł do sklepu i jego oczom ukazał się sprzedawca. Na jego widok Patrykowi przyszło tylko jedno do głowy. Chciał go zaciągnąć do kabiny mieszczącej się za ścianką i porządnie zerżnąć. Najczęściej to on był w pasywnej roli, ale raz na jakiś czas miał ciągutki na bycie aktywem. Od jakiegoś czasu cierpiał na deficyt seksu, a wiosna nie pomagała w pohamowaniu popędu.
W każdym facecie widział potencjalny obiekt do zaspokojenia swoich pragnień.
Ogarnął się jednak, westchnął z rezygnacją i podszedł do lady. Sprzedawca patrząc na Patryka i na jego ubiór specjalnie się nie zdziwił, gdyż niejedno już w tym sklepie widział.
- Witam, w czym mogę panu pomóc? - z uśmiechem zapytał sprzedawca.
- Cze.., Dzień dobry w zasadzie. Chciałbym zwis męski - zażartował
- Ekhmmm, słucham?
- Zwis męski mnie interesuje, chcę go i potrzebuję, natychmiast! - dusił się ze śmiechu wewnątrz widząc zakłopotanie sprzedawcy, ale starał się zachować poważny ton.
- Obawiam się, że w naszej ofercie nie...
- Chce mi pan powiedzieć, że reklama na szybie kłamie? Podobno macie tu wszystko i zadowalacie klientów maksymalnie.
- Yyyy tak, ale wie...
- Cóż, zawiodłem się, a chciałem zostawić tu całkiem sporą sumkę - przerwał mu jakby go nie słuchał- W tej sytuacji chyba wspomogę inny.... interes - już nie wytrzymywał, ale ta zabawa zaczęła mu się podobać.
- Przykro mi, że nie mogłem zaspoko... - znów przerwał mu Patryk
- Możesz zaspokoić moje pragnienie - przeszedł już na ty, zrobił wymowną przerwę, a na twarzy sprzedawcy pojawiła się czerwień. - Sprzedaj mi ze sporym rabatem ten fioletowy krawat z wystawy, a ja będę miło wspominał ten dzień - uśmiechnął się do gościa za ladą.
- Yyyy, jasne, nie ma sprawy - odparł już zdeprymowany sprzedawca. Myślę, że  trzydzieści procent dla specjalnych klientów będzie odpowiednim rabatem - szybko wyrecytował.
- Świetnie się spisałeś - bezczelnie już mówił Patryk. Zapłacił za elegancko opakowany krawat i posyłając buziaka w stronę przerażonego sprzedawcy wyszedł ze sklepu.
- Hmmm, jeszcze z pięć minut, a by mi chapnął pod ladą - zadowolony z siebie wycedził na głos, gorsząc przechodzącą obok kobietę. Nabył jeszcze coś do jedzenia i pojechał do domu. Wziął prysznic, zjadł, wyłożył się na kanapie i czekał na Łukasza


***


W teatrze panował istny rozgardiasz. Kostiumy, scenografie, aktorzy. Wszyscy wydawali się nadpobudliwi i tylko dzięki stanowczości reżysera, który dziwnym trafem potrafił ujarzmić to stado, całość zdawała się przebiegać dość sprawnie. Marek po konsultacjach z dyrekcją i uzyskaniu zgody na imprezę po próbie, oraz załatwieniu jedzenia i alkoholu mógł się skupić na swojej pracy. Jako zastępca reżysera w chwilach kiedy nie grał, koordynował scenografów, oświetleniowców i nagłośnienie. Czuł się w swoim żywiole i mimo iż musiał być w kilku miejscach niemal jednocześnie, spisywał się rewelacyjnie. Zgrana ekipa szlifowała ostatni raz tekst i ustawienia, a rekwizytornia dopasowywała detale do ubrań i wystroju. Mieli jeszcze trochę czasu przed próbą, więc wszyscy spotkali się za kulisami, aby się odrobinę zrelaksować. Marek z niecierpliwością oczekiwał rozpoczęcia próby. Mimo, że nie była to jeszcze premiera, a jedynie próba generalna, podchodził do tego z ogromnym zaangażowaniem. Na widowni zaczęli się pojawiać pierwsi zaproszeni goście. Nie było ich sporo, ale wystarczająco, żeby zapełnić kilka rzędów. Każdy z pracujących nad przedstawieniem kogoś zaprosił. Takie obserwacje publiczności a potem wymienienie uwag dawało im wiele wiedzy do tego, co ewentualnie można jeszcze poprawić. Marek wyszedł przed salę i dostrzegł zbliżającego się Łukasza i Patryka. Zamachał do nich i z radością się uśmiechnął. Cieszył się, że w niespełna kilka dni poznał dwójkę serdecznych i miłych kumpli.
- Patryk, Łukasz, świetnie, że jesteście - niemal zawył z radości
- Obiecałeś mi lizanie, jak mogłem nie przyjść - jak zwykle żartował Patryk
- Co mu obiecałeś ? - zdziwił się Łukasz
- Nic, ale on chyba ma przerost ego albo dawno się nie bzykał i mu bije na mózg
- Dobra, dobra, widzę, że wszyscy tu już mają wiosenny seks za sobą, prócz mnie
Marek i Łukasz z uśmiechem spojrzeli na siebie, a Patrykowi wystarczył ułamek sekundy, żeby wychwycić to spojrzenie. Nie musiał być bystrzakiem z Mensy, żeby powiązać sobie wszystko w jedną całość. Przez moment zrobiło mu się nawet troszkę przykro, ale w końcu nie byli już z Łukaszem razem i mieli prawo robić co chcą.
- Słuchajcie, sala jest do waszej dyspozycji. Byłbym wdzięczny, gdybyście potem podzielili się uwagami. Tylko grzecznie tam po zapadnięciu ciemności. Te fotele są wiekowe - tym razem zażartował Marek
- Będziemy grzeczni -zapewnił Łukasz

- Mów za siebie pruderyjny kołnierzyku - odgryzł się i zarzucił plecak pełen wina i wódki na imprezę. W tym samym czasie podszedł do nich Gregor.
- Panowie, to mój przyjaciel Greg, opowiadałem wam o nim, to on ura.. - uciął zdanie szybko - nie mówmy o tym. Greg to jest Łukasz mój nowy sąsiad i jego … - tu się zawahał sekundę - przyjaciel Patryk. Usiądźcie koło siebie, żebyśmy się później nie szukali i cóż, do zobaczenia po próbie - pożegnał się i zniknął w wielkich drzwiach prowadzących za kulisy.
- Cześć Greg - przywitał się Łukasz
- Hej - uścisnął dłoń Grega Patryk mierząc go wzrokiem i zastanawiał się, czy krawat był dobrym pomysłem. Greg ubrany był raczej bardzo na luzie. Sprane jeansy, mało wizytowa koszula, trapery na nogach. Gregor miał mocny uścisk dłoni, co od razu przypadło Patrykowi do gustu, gdyż nie przepadał za wiotkimi nadgarstkami. Przez ułamek sekundy wpatrywali się sobie w oczy i Patryk poczuł się dziwnie skrępowany. W zasadzie mu się to nie zdarzało, więc tym bardziej go zaintrygował nowo poznany facet.
Łukasz zauważył to na twarzy Patryka i przerwał im tę wymianę spojrzeń.
- To co idziemy?
- Jasne, chodźmy, miło was poznać w ogóle  - oparł Grzegorz niskim męskim głosem.
We trójkę podążyli na salę, usiedli w czwartym rzędzie i oczekiwali rozpoczęcia próby.
***

Całość przedstawienia była rewelacyjna. Chłopcy byli zachwyceni, gdyż pierwszy raz mieli okazję do oglądania aktorów jeszcze przed premierą. Widzieli ich przygotowania od kuchni i uznali, że to jednak cięższy kawałek chleba niż im się wcześniej wydawało. Kiedy większość ekipy już się zebrała do wyjścia podszedł do nich Marek.
- No i jak wam się podobało? - nieśmiało zapytał
- Byliście rewelacyjni, a całość … nie mam słów - chwalił go Łukasz
- Dla mnie rewelacja - krótko skomentował Patryk
- Po takim fachowcu nie można się było spodziewać niczego innego - dodał Greg
- Cieszę się, że mieliście radochę, ale to nie koniec atrakcji na dzisiaj
Patryk się uśmiechnął i potrząsnął plecakiem a Gregor się zastanawiał, czy to co słyszy to dźwięk butelek.
- Tak, tak, dobrze Ci się wydaje - odparł Patryk domyślając się o czym myślał Greg.
Wtem zza kurtyny na scenę dwóch kolegów Marka wyniosło wielki stół, który
wyścielony był starymi gazetami z minionej epoki PRL-u, wniesiono kilka krzeseł i zaczęto zastawiać stół jedzeniem. Klimat iście z lat 70. Kiedy wszystko było już przygotowane światło przygasło i w półmroku na scenę wjechał tort z płonącymi świeczkami. Marek pociągnął za rękę Gregora, a Patryk z Łukaszem pobiegli zaraz za nimi. Kilku kolegów i koleżanek Marka, którzy przygotowali nową scenografię pod imprezę zaczęło mocnymi głosami śpiewać “Sto lat” . Gregor stał jak wryty nie przypuszczając, że chodzi o niego, raczej myślał, że to jakiś ciąg dalszy przedstawienia. Kiedy Marek kazał mu zdmuchnąć świece dopiero się zreflektował, jaką niespodziankę przygotował mu przyjaciel. Wzruszył się niezmiernie, ale dzielnie zdmuchnął świeczki a salę wypełniły brawa. Posypały się życzenia dla jubilata i prezenty. Ostatnim był Patryk z Łukaszem
- Yyyy wiesz, myślałem, że jesteś raczej panem ąąąą ęęę więc taki prezent trochę chyba nietrafiony, ale może się przyda - wycedził Patryk, a Łukasz mu go wręczył składając życzenia.
- Ja ąąą ęęę mówisz? no cóż, mam nadzieję, że jednak nie jestem taki - zaśmiał się Gregor i podziękował za prezent i życzenia ściskając dłonie chłopaków.
Impreza trwała do późnych godzin. Wszyscy bawili się wyśmienicie, a dla Gregora, Patryka i Łukasza to była rewelacyjna okazja, żeby poznać teatr od drugiej strony. Zaczęli się nawet wygłupiać odgrywając jakieś parodie Romea i Julii, czym wzbudzili salwy śmiechu wśród kolegów Marka. Kiedy przywrócili scenę do stanu używalności, ruszyli w stronę domu.
- Gregor, idziesz do mnie, mamy jeszcze trochę gorzałki - oznajmił Marek
- Zawsze wiedziałeś jak mnie wyrwać - zaśmiał się Grześ i czwórką weszli do bramy.
Ciąg dalszy imprezy przeniósł się do Marka. Mieli już nieźle  w głowach, ale bawili się dalej. Łukasz zauważył, że Gregor nieustannie zerka na Patryka i odwrotnie. W końcu obaj znaleźli się na podłodze i oparci o sofę o czymś dyskutowali. Marek z Łukaszem w kuchni przygotowywali zagrychę. Bawili się do rana. Prawie o świcie Łukasz i Patryk nieźle już wstawieni pożegnali się dziękując za rewelacyjny wieczór i poszli do siebie.

Rozdział 11


Prośba Marka

- Taaaak? - zaspanym głosem zapytał Łukasz odbierając telefon.
- Cześć Łukasz, wybacz, że cię budzę tak wcześnie i przeszkadzam, ale mam duży problem i potrzebuję pomocy.
- Facet nie strasz mnie, co się stało?
- To raczej nie na telefon, czy możemy się jak najszybciej spotkać?
- Hmm, mogę po pracy, niedługo wychodzę
- Aaaaaa no nic, rozumiem, dobrze
- Ejże, co się stało?
- Michał jest w szpitalu, w nocy o mało nie umarł, muszę z kimś pogadać i się poradzić.
- Dobra, może uda mi się wziąć wolne, oddzwonię za chwilę.
Łukasz chwycił za telefon, wybrał numer szefowej narażając się z powodu tak wczesnej pory, ale przeczuwał, że sprawa jest poważna i nie chciał zostawiać kumpla z tym samego. Po dwu dzwonkach odebrała Olga.
- Cześć piękna i fachowa siło robocza, czemu dzwonisz tak wcześnie?
- Przepraszam cię najmocniej że cię budzę, ale mu...- przerwała mu Olga
- Nie spałam już, piję kawę i czytam plotki w necie, co tam?
- Mam pilną sprawę do załatwienia, przyjaciel - odrobinę przesadził w sumie - jest w szpitalu w ciężkim stanie, muszę załatwić kilka spraw i zastanawiałem się, czy mógłbym...
- Jasne, możesz wziąć wolne, ale wiesz, że będziesz to musiał odrobić ?
- Oczywiście, że odrobię, przepraszam za zamieszanie i dziękuję, że się zgod..
- Drobiazg - znów mu przerwała, co zaczynało go trochę irytować- wracam do plotek, a Ty się spisz jako przyjaciel. Całuję Cię.
Łukasz nie zdążył się pożegnać i usłyszał w słuchawce jedynie sygnał po rozłączeniu. Wybrał numer Marka i natychmiast uzyskał połączenie. Domyślił się, że ten z niecierpliwością czekał z telefonem pod ręką.
- Maro, załatwiłem wolne. Jestem w domu, więc możesz wpadać.
- Dzięki, za chwilę będę - odparł po czym wstąpił jeszcze do sklepu po alkohol. Musiał jakoś uspokoić nerwy, mimo iż dopiero dochodziła siódma rano. Wbiegł na górę nie czekając na windę i zapukał w drzwi Łukasza.
- Otwarte, wchodź
- Znał już rozkład mieszkania, zdjął lekko przemoczone buty i poszedł do kuchni, w której Łukasz przygotowywał kawę.
- Hej Maro - spojrzał na kolegę i zobaczył go w opłakanym stanie - wyglądasz jak zoombie. Siadaj.
Marek wyjął z torby butelkę wódki i sok. Wzrokiem zasugerował kieliszki.
- Napijesz się ze mną? Muszę się uspokoić
- Najpierw może jednak coś zjesz?. Łukasz podsunął mu talerz z tostami, które dopiero zrobił.
- Nic nie przełknę, dzięki daj tylko szkło
- Nie, albo zjesz i wypijemy, albo nawet nie otwieraj butelki
- Ok - wziął tosta i dopiero jego zapach wzbudził w nim głód. Zjadł dwie sztuki, a Łukasz w między czasie zrobił drinki.
- Co się stało? - zapytał zmartwiony patrząc na kolegę
- Muszę Ci powiedzieć coś o Michale.
- Słucham - Łukasz usiadł na stołku chwycił za szklankę z drinkiem, choć nie miał specjalnie nawet ochoty na alkohol.
- Michał od roku bierze narkotyki. Miał ostatnio przerwę bez i już myślałem, że z tym skończył, ale kiedy byliśmy wtedy na bilardzie znów się zaopatrzył.
- To ten dres tak?
- Tak, Kuba mu opycha towar. Miał działkę i jak się z Tobą pożegnaliśmy pokłóciliśmy się. Zamknął się u siebie i zażył. Potem padł nieprzytomny i o mało się nie udusił. Zatrzymało mu się serce. Mój przyjaciel go uratował. - w jego oczach pojawiły się łzy na wspomnienie tamtej nocy. Łukasz podszedł do kumpla i go przytulił. Widział na zazwyczaj radosnej twarzy pełnej uśmiechu i zadowolenia wielki ból i cierpienie. Marek sięgnął po drinka i wypił prawie całą szklankę na raz.
- Łukasz nie wiem, co mam robić. Nie chcę żeby umarł przez taką głupotę, ale moje tłumaczenia do niego nie docierają. On nie ma rodziny. Jestem chyba jedyną osobą dla której on coś znaczy- westchnął ciężko. Mam do ciebie prośbę. Wspominałeś o kumplu, który jest prawnikiem...
- Tak, Darek jest prawnikiem. Po co ci prawnik?
- Chciałem się dowiedzieć, jak prawnie rozwiązać kwestię przymusowego leczenia Michała. Jeśli nic nie zrobię on się zaćpa na śmierć. Następnym razem może nie mieć tyle szczęścia.
- Jasne, zadzwonię do kumpla jeszcze dziś, podam mu Twój numer i poproszę o kontakt z Tobą, ok?
- Dzięki, przepraszam, że cię tym obarczam, ale nie wiedziałem do kogo uderzyć
- Nie dziękuj, nie ma za co. Gdzie on teraz jest?
- W klinice u mojego przyjaciela Grega. Będzie tam przez tydzień. Tyle mam czasu żeby coś wymyślić.
Obaj ciężko westchnęli i się zamyślili. Długo rozmawiali na ten temat. Marek nalał sobie kolejnego drinka, wypił szybko i poczuł jak kręci mu się w głowie. Cała sytuacja i brak jedzenia sprawiły, że był nieźle wstawiony. Chciał wstać, ale szybko opadł na stołek.
- Marek,  połóż się u mnie, ja popracuję w domu, a jak się wyśpisz zorganizujemy jakieś żarcie. Musisz odpocząć, bo jutro Twój ważny dzień.
- Dzięki Łukasz, prawdziwy z ciebie kumpel.
Łukasz posłał Markowi łóżko, zamknął drzwi od sypialni a sam zasiadł w salonie do laptopa, aby trochę nadgonić robotę. Trudno mu szło, bo nie mógł się skupić. Po kilku godzinach Marek się obudził. Zamówili jedzenie i żeby zabić czas i myśli oglądali filmy. Późnym wieczorem Marek pożegnał się i poszedł do siebie przygotować kilka rzeczy na jutro.

Rozdział 10

Zapaść

W mieszkaniu po przeciwległej stronie korytarza Marek z trudem powstrzymywał się od głośnych wrzasków kierowanych w stronę Michała.
- Ciebie już do reszty pojebało? Znowu zacząłeś brać?
- O co Ci chodzi?
- Kurwa, widziałem Cię z tym dresem Kubą, jak z wywalonym jęzorem do niego zapierdalałeś w klubie, więc nie mów mi, że chciałeś pogadać o pogodzie!
- Uspokój się, poza tym to nie Twoja sprawa, co robię... - całkowicie obojętnym głosem odparł Michał.
- Nie moja? Kurwa mieszkamy razem, jesteś moim kumplem, a może nawet więcej i masz jebaną czelność mówić mi, że to nie moja sprawa?  Przynosisz do naszego domu prochy!  Mam już tego dość do chuja! Chcesz sobie rujnować życie, to je rujnuj, ale ja nie chcę na to patrzeć, ani mieć z tym nic wspólnego. Ostrzegam Cię, jeśli z tym nie skończysz, ja się tym zajmę!
- Jak Ci się nie podoba, to możesz się wynieść - cynicznie wręcz odpowiedział Michał.
- Wynieść? Pojebało Cię? - nie przebierał już w słowach mocno zdenerwowany Marek- To ja załatwiłem to mieszkanie, prędzej Ty się wyniesiesz, a raczej ciebie wyniosą, najprawdopodobniej w czarnym worku z nogami do przodu - mówiąc to nie przypuszczał, jak mało do tego brakowało...

Michał całkowicie zignorował Marka, tak jakby był głuchy nawet na takie ostre krzyki. Myślał jedynie o tym, żeby zafundować sobie odlot. Wyszedł z salonu i zamknął się w swoim pokoju na klucz. Marek stał jak skamieniały i zabrakło mu słów po tym ostentacyjnym wyjściu kolegi. Był maksymalnie wkurwiony, choć zazwyczaj ciężko go było wyprowadzić z równowagi. Zgłębiał Yogę, więc panowanie nad swoimi negatywnymi emocjami miał opanowane. Nie wiedział czemu akurat Michałowi udaje się to tak skutecznie zaburzyć. Pod pewnym względem zależało mu bardzo na tej znajomości, którą nawet nazywał przyjaźnią. Nie darzył Michała jakimś romantycznym uczuciem, ale znali się już kawałek czasu i niejedno razem przeszli. Przeplatała się w nim do Michała mieszanka sympatii i jednocześnie strachu o niego, a teraz i pogardy do tego, jak traktował swoje życie. Tracił już siły do tłumaczenia mu, że stacza się po równi pochyłej w bagno, z którego w niedługim czasie nie będzie odwrotu. Ogarniała go całkowita bezradność, kiedy Michał, wydawać by się mogło całkiem logicznie myślący facet, ma to za nic, a to budziło w nim jedynie ogromną złość.
W tym momencie był już tak zdenerwowany, że nie mógł usiedzieć na miejscu, wiedząc, że za drzwiami jego przyjaciel zapewne odlatuje. Wyszedł z domu zabierając z szafki jedynie paczkę fajek, psa na spacer i tak głośno trzasnął drzwiami, że mały ratlerek aż zadrżał w jego dłoni.
Na dworze mimo wiosny, nocą panował jeszcze chłód. Zdenerwował się na siebie, że wyleciał w samej koszulce i nie wziął ze sobą swetra. Wypuścił psa na skwerku, drżącą z nerwów ręką odpalił papierosa, choć rzucił już dawno palenie i wpadł jakiś stupor myślowy. Nie mógł się skoncentrować i wydawało się, jakby nawet papierosa palił czysto mechanicznie. Wzrok miał tępy a twarz prócz zdenerwowania nie zdradzała innych emocji. Skończył palić, przywołał psa i postanowił wrócić do domu, bo zaczynało nim trząść z zimna. Wszedł do mieszkania, wziął długi prysznic i poszedł do swojego pokoju usytuowanego obok pokoju Michała. Rzucił się na łóżko a patrząc na graniczącą z kumpla pokojem ścianę znowu podnosiło mu się ciśnienie. Z zamyślenia wyrwał go głośny dźwięk przewracanych mebli i upadającego głucho ciała. Poderwał się z łóżka i poleciał w stronę drzwi Michała. Próbował je otworzyć, ale mu się nie udało. Zaczął pukać, ale Michał nie odpowiadał. Przez drzwi usłyszał, jak ten z trudem łapie głośno powietrze. Wleciał do swojego pokoju, znalazł w szufladzie klucz i otworzył drzwi. Na podłodze leżał Michał, miał drgawki, z ust sączyła mu się piana. Z trudem oddychał. Marek na sekundę znieruchomiał. Chwycił za telefon Michała leżący na jego łóżku, ale w stresie zapomniał nawet numeru na pogotowie. Jedyna myśl, jaka mu się nasunęła, to zadzwonienie do Grzegorza, swojego kumpla z treningów, który był anestezjologiem. Jego umysł działał najwyraźniej instynktownie, szukając pomocy. Modlił się w duchu, żeby Grzegorz odebrał. Po dwóch dzwonkach usłyszał głos przyjaciela.
- Nie Maro, nie idę na żadną wódkę z Tobą, jestem w pracy - od razu zaczął Greg gdyż myślał, że jak to Marek ma w zwyczaju kiedy dzwoni do niego nocą, chce go wyciągnąć na jakąś popijawę.
- Kurwa Grześ, ratuj go, on się dusi!- wykrzyczał do słuchawki Marek.
- Co się stało? Gdzie jesteś?
- Michał wziął jakieś prochy, piana cieknie mu z ust, ledwo oddycha. Co mam robić? Jestem w domu! - panikował mocno Marek.
- Przewróć go na bok, żeby się nie zachłysnął, jak przestanie oddychać to reanimuj, za chwilę będę!
Gregor rozłączył się szybko, a jako że miał akurat dyżur w swojej klinice, szybko zorganizował transport i zastępstwo za siebie i niespełna kilka minut później dzięki pustym drogom o tej porze był na miejscu. Wbiegł z sanitariuszem do mieszkania taszcząc ze sobą niezbędne leki i sprzęt. W tym momencie Michał stracił oddech. Gregor błyskawicznie zaintubował Michała, podłączył go szybko do EKG, które pokazało, iż jego serce też się zatrzymało. Sanitariusz wentylował Michała, a Gregor próbował go defibrylować.
- Maro, musisz zamienić się z Sebastianem, wentyluj go. On musi wstrzykiwać leki!- ostro i zdecydowanie rozporządzał Grzegorz. Wiesz co brał?
- Ale ja nie umiem ! Chyba amfetaminę - wycedził Maro
- Nie jęcz tylko wentyluj! Uciskaj jedynie worek jak zobaczysz, że klatka mu się zapada !
Sanitariusz wkłuł się w szyję Michała, żeby leki działały szybciej. Gregor wydał dyspozycje co do leków, które Sebastian wstrzykiwał błyskawicznie, a sam ponownie strzelił defibrylatorem. Po chwili na monitorze przenośnego EKG pojawił się zapis uruchomionego na nowo serca. Gregor odłożył defibrylator, choć przezornie naładował go jeszcze na wszelki wypadek. Osłuchał klatkę Michała, odetchnął i uśmiechnął się. Lubił wygrywać mecz ze śmiercią.
- Dzięki Bogu - wyjęczał wręcz Marek, choć był całkowicie niewierzący.
- Nie spiesz się tak z tymi podziękowaniami - sprowadził go brutalnie na ziemię Gregor.


Sebastian przejął worek do wspomagania oddechu, a spięty wcześniej do granic możliwości Marek wstając osunął się na podłogę.
- Ej Maro, nie rób mi tu teatralnych scen, bo ja mam tylko dwie, w dodatku zajęte ręce, którymi ratuję Twojego skretyniałego przyjaciela - spokojnie powiedział Grzegorz, który nawet w takich sytuacjach nie tracił zimnej krwi.
Marek usiadł na podłodze opierając się o ścianę, oddychał szybko i płytko. Był cały blady, trzęsły mu się ręce, a adrenalina w ogromnych dawkach buzowała w jego organizmie. Gregor cały czas obserwował zapis EKG i wydawało się, że nie będzie już żadnych niespodzianek. Wyładował defibrylator i podał jeszcze kilka leków przez dojście w szyi Michała.
- Sebastian - zwrócił się do sanitariusza- wentyluj go i bacznie obserwuj. Muszę się odlać!
Podążył do łazienki, gdyż wcześniej wypita kawa spowodowała ogromne parcie. Przez wiele lat pracy na sali operacyjnej nauczył się kontrolować pęcherz, żeby nie płatał mu figli w nie przewidzianych momentach, ale czasem musiał go jednak opróżniać. Kiedy zamknął za sobą drzwi łazienki zaczął wypytywać Marka.
- On dalej bierze? Myślałem, że z tym skończył...
- Też tak myślałem. Kurwa o mało nie umarł !
- Przynajmniej na razie, ale pewności nie miej. Co z nim robimy?
- Jak to co?
- Pytam gdzie go zawozimy? Nie możemy tu z nim siedzieć w nieskończoność, musi być w szpitalu. Skup się ! - powiedział wychodząc już z łazienki.
- Nie wiem, no... do szpitala...
Zupełnie nic nie docierało do Marka w zasadzie, a jego zdolność kojarzenia tego, co mówił przyjaciel była zerowa. Gregor wszedł do pokoju, wyjął z torby ampułkę i napełnił jej zawartością strzykawkę.
- Siadaj na sofie.
Kiedy Maro usiadł, zdezynfekował mu przegub ręki i wstrzyknął lek.
- Przytrzymaj gazik i teraz się skup - wypowiedział całkowicie bezemocjonalnie Greg  wrócił do pokoju, gdzie jeszcze nieprzytomny leżał Michał.
Rozmawiał z Markiem przez otwarte drzwi, gdy ten siedział na sofie.

- Mając na myśli szpital, pytałem czy do publicznego, czy do mnie?
- Yyy nie wiem, Grześ nie mam pojęcia - bezradnie patrząc w jakiś punkt odpowiedział.
- Dobrze, zabieram go do siebie. Nikt mu nie będzie zadawał głupich pytań, przynajmniej do momentu kiedy ja się za niego nie wezmę. Znajdź jego dokumenty i dowód ubezpieczenia, żeby potem nie strzelił sobie w łeb, jakbym mu musiał wystawić rachunek za leczenie. Szkoda by było naszego wysiłku - z ironią odpowiednią anestezjologom rzucił w stronę Marka.

Po chwili Michał zaczął już samodzielnie oddychać. Sebastian zbiegł na dół z Markiem i przywieźli wózek. Zebrali cały ekwipunek i z nieprzytomnym Michałem odjechali w kierunku kliniki.
Grzegorz umieścił swojego nadprogramowego pacjenta na oddziale. Zbadał go, podłączył do monitorów i porozmawiał chwilę z zastępcą wydając mu dyspozycje. Wychodząc z sali zabrał z korytarza Marka do swojego gabinetu.
- Siadaj, albo może się legnij na kozetce, bo limit wolnych łóżek mam już wyczerpany. Nie chciałbym jeszcze i ciebie tu hospitalizować - dopiero teraz się zaśmiał i wyjął z szafki butelkę alkoholu. Nalał po pół szklanki sobie i Markowi i wypił prawie całość jednym łykiem.
- Grześ, co z nim będzie? - zapytał Marek wpatrzony w przyjaciela.
- Nie wiem, jestem lekarzem, a nie wróżką... Jeśli przeżyje do rana i nie będzie powikłań, to fizycznie dojdzie do siebie. Przynajmniej na tę chwilę. Następnym razem może nie mieć tyle szczęścia.
- Jakich powikłań?
- Chcesz łopatologicznie, czy mam się mądrzyć?
- Mów prosto.
- Wiesz, nerki i wątroba na pierwszy plan, serce wydaje się mieć zdrowe, nie licząc dzisiejszego restartu. Niepokoją mnie płuca, ale to chyba przejściowe. Po badaniach będziemy wiedzieć więcej. Póki co jest w dobrych rękach. W zasadzie, to teraz wszystko zależy już tylko od niego - kończąc mówić dopił resztę szkockiej.
- Pij, to Ci pomoże, bo wyglądasz jak Wampir na głodzie!
- Co ja mam z nim zrobić? - westchnął bezradnie Marek
- Szczerze? Ja bym go dobił, ale etyka mi nie pozwala, wiesz, ta przysięga i te sprawy. No dobra, przepraszam - zreflektował się, że tym przybija i tak już sponiewieranego kumpla.
- Nie wiem Maro, widać prośby nie działają, tłumaczenie nie działa. Masz w sumie trzy wyjścia... - zamyślił się chwilę nalewając kolejnego drinka, już tym razem mniejszego i kontynuował...
- Albo nie zrobisz nic, olejesz go i pozwolisz losowi na decyzję, która będzie dość oczywista, albo podkablujesz go na policję, a wtedy go zamkną, zmuszą do leczenia. Jest to jednak o tyle niebezpieczne, że narazisz się też dealerowi, bo sam przecież prochów nie produkuje. Trzeci wariant, to przekonasz rodzinę, żeby zdobyła nakaz sądowy do zamkniętego leczenia.

- Nie mogę nie robić nic ! - krzyknął niemal Marek.
- Wiem, jesteś tak samo głupi jak ja, tyle że mi za to nieźle płacą. Drugiej opcji bym Ci nie polecał. Nie chcę, aby jakiś znajomy patolog dzwonił do mnie z wieścią, że znalazł mój numer w Twojej komórce i zaprasza mnie na Twoją sekcję. Zostaje Ci wariant trzeci tak na logikę biorąc.
- Ale on nie ma nikogo z rodziny - zasmucił się Marek - rodzice już nie żyją, nie ma rodzeństwa, jest sam !
- Ma Ciebie, na jego szczęście, choć dla Ciebie mniejsze w zasadzie. Nie oszukujmy się, małe szanse, że przestanie sam brać mimo tego, że się otarł o śmierć. Twoje gadanie nic nie da. Nie wiem, jak to prawnie wygląda, ale musisz się dowiedzieć, jeśli chcesz go zmusić do leczenia. Ja go potrzymam około tygodnia. Tyle masz czasu na wymyślenie czegoś. Wystawię mu zwolnienie do pracy, ale na nim i w karcie nie wpiszę prawdziwej przyczyny. Będziesz musiał je tam zawieść.
- Dzięki Greg w jego imieniu.
- Nie robię tego dla niego, tylko robię to dla Ciebie. Nie naginam zasad dla idiotów, którzy chcą ze świadomością się zabić. Jak się czujesz w ogóle?
- Już lepiej, ten zastrzyk i alkohol mnie rozluźniły.
- Dobrze, nie chcę żebyś jechał do domu. Ja i tak muszę tu być, odrobię przy okazji papierki skoro już wypiłem i  nie mogę robić nic innego. Zaraz przyniosę Ci koc i poduszkę. Prześpij się choć trochę.
- Raczej nie zasnę
- Na to też coś poradzimy - polał mu drugą szklankę i poszedł po koce.
Gdy wrócił, Marek zwinięty na kozetce spał oddychając spokojnie. Podniósł mu głowę, położył pod nią poduszkę i przykrył go kocami. Zgasił światło i wyszedł zostawiając mu informację na biurku, że jest w gabinecie na drugim końcu korytarza. Gdy Marek się obudził już świtało. Oczy piekły go niesamowicie, czuł pragnienie, ale na szczęście nerwy już opadły. Przeczytał wiadomość od Grzegorza i poszedł go szukać. Przechodząc korytarzem, przez szybę widział Michała na OIOM-ie, który odzyskał już przytomność. Michał na jego widok spuścił głowę i unikał spojrzenia. Mimo wdzięczności za uratowanie życia było mu potwornie wstyd. Marek w głębi serca był szczęśliwy, że przyjaciel odzyskał świadomość, ale jego twarz miała kamienny zimny wyraz.
Odnalazł Grześka, serdecznie podziękował mu za wszystko i wyszedł z kliniki. Znów powróciło mnóstwo myśli i jeszcze więcej pytań. Przypomniał sobie, że Łukasz na parapetówce wspominał o jakimś swoim dobrym kumplu prawniku. Nie znał nikogo innego, kto by miał jakiś kontakt z prawnikami. Spojrzał na zegarek. Było ledwo po 6 rano. Przez chwilę się wahał, czy to nie za wcześnie i czy w ogóle może go prosić o pomoc, skoro się nawet dobrze nie znają, no może poza poznawaniem podczas ostrego seksu i dwoma imprezami. Uznał, że nie miał innego wyboru. Wyjął telefon i wybrał numer Łukasza...

Rozdział 9


Bilard, wyznanie i dziwne spotkanie

Środa minęła Łukaszowi dość szybko. W pracy zawalony mnóstwem pracy stracił poczucie czasu i nawet nie zorientował się, że jest jedną z ostatnich osób, jakie jeszcze siedzą w biurze. Rozejrzał się przez szklaną ścianę swojego gabinetu i jedyne światło jakie ujrzał dochodziło z biura Olgi. W zasadzie chyba podświadomie odwlekał wyjście z pracy, gdyż tego wieczoru miał się spotkać z chłopakami na piwie. Po ostatnim incydencie z Markiem nie miał specjalnie na to ochoty, gdyż zupełnie nie wiedział, jak zachowa się tamten. Nie rozmawiali ze sobą o tym co się stało, a szybka ucieczka Marka z jego mieszkania utwierdzała go w przekonaniu, że sytuacja nie jest raczej komfortowa. Dziwił się sam sobie, że nie odczuwa nawet moralniaka z tego powodu, ale zrzucił to na karb swojego długiego już celibatu i potraktował to w kategorii dzikiego instynktu, który w końcu kiedyś się odzywa. Tak, potrafił znaleźć dobre usprawiedliwienie dla siebie, żeby nie czuć się podle, ale nie mając pewności, jak to odbiera Marek, wolał go jednak unikać.
Kiedy zbliżał się do bloku zauważył  stojącego przed nim Michała. Nie wiedział, czy Marek coś mu wspominał, czy sam się domyślił, w końcu Długi wyleciał od niego jedynie w samych spodniach i wątpił, żeby ubierał się na korytarzu przed wejściem do mieszkania. Przez moment nawet chciał zawrócić, ale uznał, że większego idioty już robić z siebie nie będzie. Michał zauważył sąsiada, uśmiechnął się na jego widok zupełnie naturalnie. Łukasz podszedł i się przywitał.
-  Hej Michał, co tak tkwisz przed domem?
- Zapomniałem kluczy, a Marka jeszcze nie ma... - odpowiedział trochę zmęczonym głosem.
- To chodź do mnie, lepiej w mieszkaniu, niż jak ten kołek na dworze - zaproponował Łukasz, po czym otworzył drzwi od bramy.
- Nie chcę Ci przeszkadzać, pewnie wracasz z pracy zmęczony?
- Daj spokój, wchodź, zrobię coś do żarcia i pogadamy. W końcu i tak mieliśmy się dziś spotkać na browarku - uśmiechnął się do kumpla i poklepał go po ramieniu.
Michał przystał na propozycję Łukasza z radością, bo w zasadzie czekał już ponad godzinę i zaczął być nawet głodny i spragniony. Obaj wyszli z windy, a Michał wyjął notes, długopis i coś pospiesznie napisał. Wydarł kartkę i włożył między swoje drzwi.
- Zostawiłem info dla Marka, że jestem z Tobą, bo chyba lepiej się nie szukać, jakbyśmy wyszli na bilard bez niego.
- Na bilard? - zapytał Łukasz.
- No takie były plany. Chcieliśmy Cię wyciągnąć na jakąś rozrywkę, przy okazji byś poznał kawałek miasta. No chyba, że nie przepadasz za bilardem?
- Nie, nie, lubię popukać kijem - zaśmiał się Łukasz.
- Haha, no nie wątpię - dwuznacznie odpowiedział Michał.
- Czyżby jednak wiedział, co stało się tamtej nocy? - przez moment zastanowił się Łukasz, ale zaniechał dociekań, bo w końcu to żadne przestępstwo. Poza tym, gdyby Marek tego nie chciał, to by do tego nie doszło - usprawiedliwił się szybko w myślach.
- O widzę, że już się troszkę urządziłeś... Miałem przyjść pomóc Ci sprzątać po imprezie, bo chyba narobiliśmy tu niezłego bałaganu, ale jakoś nie miałem wolnej chwili - z lekkim smutkiem wydukał Michał.
- Nic się nie stało, jakoś ogarnąłem bałagan, nie było aż tak strasznie. Czego się napijesz? Piwo, kawa, herbata?
-  Jeśli masz zimne piwo, to chętnie, najwyżej mnie trochę zamuli.
- Nie gotowałem niczego, ale mogę zrobić coś na szybko - zaproponował Łukasz
- Może Ci pomogę? Gotowanie to moje hobby, uspokaja mnie, a gotowanie razem z kimś to dla mnie fajna zabawa. Co masz w lodówce?
- Hmm,- wycedził Łukasz ogarniając mało imponujący stan zapasów- odrobina szynki, śmietana, trochę sera, zwłoki kilku pieczarek, kapary, oliwki, cebula i pomidor - wymieniał powoli Łukasz, żeby choć słuchowo zwiększyć ilość zapasów - Co proponujesz?
- Jak masz mąkę i drożdże zrobimy pizzę - z entuzjazmem zaproponował Michał.
- I jedno i drugie się znajdzie. Drożdże akurat kupiłem wczoraj z myślą o pizzy, ale to były tylko plany, z Tobą się zrealizują !
Michał zrobił zaczyn do ciasta, Łukasz zaczął kroić składniki i tarkować ser.
Po dwóch kwadransach ciasto było już gotowe i pizza trafiła do piekarnika.
- Nie wiedziałem, że z Ciebie taki zdolny kucharz. Taki sąsiad to skarb - skomplementował Michała.
- Dziękuję, ale już nie przesadzaj, każdy coś tam potrafi, a pizza nie jest trudna, ale fakt lubię gotować - z lekkim rumieńcem odparł Michał. Dopili piwo i wyjęli pizzę z pieca. Mimo skromnych nakładów wyszła im całkiem smaczna, aromatyczna od ziół i sosu jaki zrobił Michał. Zjedli po kawałku i Michał zauważył, że coś gryzie Łukasza, bo nerwowo spoglądał na zegarek.
- Łukasz, jeśli Ci się spieszy, albo masz inne plany, to ja uciekam, mogę poszwendać się po galerii.
- Ehmmm, skąd taki pomysł? Nie! absolutnie nigdzie mi się nie spieszy! Nigdzie nie będziesz się szwendał. Zrobiłeś pyszną pizzę, więc nie ma mowy, żebym się chciał Ciebie pozbywać !
- No dobrze, przynajmniej łapówka za przechowanie zadziałała - zaśmiał się Michał. - Stało się coś ? wyglądasz na zdenerwowanego. Wiem, że w sumie się nie znamy dobrze, ale jakbyś chciał pogadać...
- Wiesz, w zasadzie coś się wydarzyło, choć nie wiem, czy chcę o tym mówić. Z drugiej strony to i tak pewnie do Ciebie dojdzie, więc co tam, lepiej żebyś dowiedział się ode mnie.- Chwilę się zastanowił, nabrał powietrza i jednym zdaniem wycedził - Przespałem się wczoraj z Markiem!
Michał o mało nie zaksztusił się piwem na wieść którą usłyszał. Odstawił butelkę, otarł dłonią usta i wbił wzrok w Łukasza. Chwilę zajęło mu trawienie tej informacji, ale po niej na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Wiesz, wcale mnie to nie dziwi, to przystojny, fajny facet, z temperamentem, więc... - tu się zatrzymał szukając odpowiedniego określenia, ale nie znalazł, więc zakończył zdanie.
- Wiem, co sobie o mnie pomyślisz, ale cóż, stało się i nic nie poradzę.
- Daj spokój, jesteśmy dorośli i nie musimy się przed nikim tłumaczyć - całkiem spokojnie odpowiedział Michał, rozumiejąc nawet Łukasza, bo sam również miał z Markiem podobną sytuację.- To co, idziemy na bilarda, czy czekamy na Marka?
- Chodźmy, przebiorę się jedynie w coś lżejszego. Nie wiem, czy on w ogóle przyjdzie, po tym co się stało, więc nie traćmy zabawy !
Łukasz przeszedł do drugiego pokoju, pozbył się koszuli i garniturowych spodni, które jeszcze miał na sobie, wbił się w luźniejszy strój i obaj wyszli do miasta. Dotarli piechotą do klubu, w którym nie było jeszcze zbyt wielu ludzi. Michał zamówił stół, wziął bile i kije, Łukasz wziął po piwie i paluchy i zaczęli grać.
Łukaszowi niespecjalnie dobrze szła na początku gra, gdyż spory kawałek czasu minął od momentu, kiedy oddawał się tej rozrywce, ale szybko wyrównał poziom. Kiedy grali już drugą partyjkę Łukasz na plecach poczuł czyjś przeszywający wzrok. Odwrócił się i zobaczył za sobą Marka. Błyskawicznie uśmiech zniknął z twarzy Łukasza, a wzrokiem próbował ocenić jego nastrój. Marek podszedł po niego, cmoknął go w policzek i obdarzył go tym swoim rozbrajającym uśmiechem.
- No hej lover - powiedział może trochę cynicznie do Łukasza- hejeczka Michu. Zaczęliście beze mnie widzę, nieładnie, nieładnie.
Łukasz poczuł, jak się błyskawicznie rumieni i miał nadzieję, że półmrok wokół stołu zamaskuje tę czerwień na jego twarzy.
Yyyy no cześć …. - uciął na monet Łukasz- lover - i też się uśmiechnął
Wtedy już wiedział, że wszystko między nimi w porządku i obaj potraktowali to jako miłą przygodę jedynie, bez żadnych przykrych konsekwencji. Michał uznał, że da im chwile na rozmowę i poszedł do baru zamówić piwo dla Marka, wziąć dodatkowe przekąski i domówić dodatkowy czas na grę.
- Jak tam? - krótko zapytał Marek- wszystko gra?
- Tak, w porządku, a jak u Ciebie?
- Spoko, słuchaj, mam nadzieję, że nic się nie zmieniło od tamtego wieczoru? Nie chciałbym stracić nowo poznanego kumpla przez ten wyczyn.
- Wiesz, w zasadzie miałem powiedzieć Ci to samo. To była chwila zapomnienia i realizacji snu, jedyna i nie do powtórzenia.
- Jasne, choć nie wiem, czy nie chciałbym tego powtórzyć - szelmowsko odparł Marek. Tak, czy siak było rewelacyjnie i jeśli znów będziesz miał takie pragnienia, to wiesz, gdzie mnie znaleźć!
Marek wydawał się być całą sytuacją nieźle rozbawiony, a Łukasz zaczął się przez to nieswojo czuć...
- Dzisiaj to ja pukam kijem - rzucił w stronę Marka z udawanym lekko uśmiechem i wbił bilę w uzę.
- Mówisz i masz ! odpowiedział Marek.

Michał wrócił do kolegów z dzbanem piwa i przekąskami na tacy i oddali się grze. Czas mijał im szybko i wesoło. Łukasz kątem oka spostrzegł młodego chłopaka, którego gdzieś już widział. Próbował sobie przypomnieć jedynie skąd zna tą twarz.
W tym samym momencie Michał poderwał się z sofy i podążył w stronę dresa. Łukasz odrobinę zdziwiony tą znajomością wpatrywał się uważnie. Marek zobaczywszy gdzie zmierza Michał zasępił się, westchnął i mocno uderzył kijem w bilę, która aż wyskoczyła ze stołu i przeklął w przestrzeń. Łukasz domyślił się, ze chodzi tu o Michała i spotkanie z dresikiem, ale postanowił, że nie będzie dopytywał go teraz o szczegóły. Michał zniknął im z oczu na jakąś chwilę, a gdy wrócił, Marek praktycznie się do niego nie odzywał. Łukasz przeczuwał, że wróży to jakieś kłopoty.
Skończyli grać i prawie w milczeniu wrócili do domu.
- Dzięki za wesoły wieczór i zabawę, następnym razem ja was gdzieś zabieram ! - podziękował już na korytarzu Łukasz.
- Nie ma sprawy, ale niech to już nie będzie bilard ! - odpowiedział trochę szorstko Marek, a Michał jedynie machnął na pożegnanie Łukaszowi, po czym obaj zniknęli we wnętrzu mieszkania.
Łukasz przez moment zastanawiał się, jaki związek ma Michał z dresikiem i postanowił, że przy okazji porozmawia o tym z Markiem. Był już mocno zmęczony, więc szybko pozbył się ubrania, wskoczył pod prysznic i zasnął niemal w locie na poduszkę.