sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 28


Przed przedstawieniem

Marek od rana kręcił się niespokojnie po budynku teatru, musiał tu dziś być - kolejne przedstawienie w jego krótkiej, ale jak najbardziej udanej karierze. Żałował, że nie mógł osobiści pożegnać Michała, ale pomyślał, że kumpel zrozumie. Za to odwiedzi go za jakiś czas w jego “więzieniu”.

Dziś teatr ważniejszy, gdyż dyrektor poinformował go, że wpadną jakieś szychy odpowiedzialne za dofinansowanie teatru, bo niestety z samych biletów teatr by się nie utrzymał. Mają dokładnie przyjrzeć się całemu teatrowi i ludziom pracującym w nim, musiał przyznać, że poczuł presję, że akurat przedstawienie, w które sam reżyseruje i w którym sam też gra będzie obserwowane przez nich. Tego dnia rozluźnił się tylko na moment, gdy dzwonił Patryk i prosił o bilety, to akurat nie było trudne do załatwienia.

Wszedł do garderoby aktorów. Byli już prawie wszyscy, zawsze wpadają dużo wcześniej by się przygotować i powtórzyć niektóre sceny, z których nie byli zadowoleni na próbie. Zauważył brak jednego z głównych aktorów. “Powinien już tu być” - pomyślał i zaczął intensywniej się rozglądać wśród zebranych. Jego wzrok zatrzymał się na niskiej brunetce do której podszedł.
-  Hej Linda!
-  Cześć Marek, wielki dzień, co? - powiedziała Linda.

Marek nie znosił jej, gdyby zarządzał tym teatrem, to ona byłaby pierwszą osobą jaką by wywalił. Zresztą jego uczucia były odwzajemnione. Ona również go nie znosiła. Oboje jednak doskonale wiedzieli, że dla dobra pracy muszą umieć ze sobą współpracować.
-  Słuchaj, szukam Leona. Powinien już tu być chyba.
-  Leon? Dzwonił do mnie z dwie godziny temu, mówił, że jedzie już.
-  Masz jego numer? Możesz przedzwonić? - denerwował się Marek.

Linda widziała jego zdenerwowanie, cieszyło ją to. Zawsze marzyło jej się by w końcu podwinęła się noga temu panu “jestem wielką gwiazdą”. Jednak wiedziała, że klęska tego przedstawienia mogłaby się odbić też na niej, zatem tylko westchnęła i wyciągnęła telefon. Marek patrzył na nią z napięciem i zauważył, że mina jej zbladła.
-  Linda, co jest?
Ona szybko skończyła rozmowę przez telefon i spojrzała na Marka:
-  Nie uwierzysz...
-  No mów! - Marek był już mega spięty.
-  Ten idiota złamał nogę schodząc po schodach i zapomniał do nas zadzwonić, jest w szpitalu teraz.
Marek zbladł.
-  Żartujesz? To nie jest śmieszne...
-  Nie żartuję. Lepiej szybko coś wykombinuj panie reżyserze - powiedziała ironicznie.
Marek już jej jednak nie słuchał. Chwycił za słuchawkę i wykręcił numer do swojego kumpla, który pomagał mu przy tym przedstawieniu:
-  Słuchaj, Leon złamał nogę... nie, nie żartuję... gdzie mamy jego zastępcę?
Chwilę słuchał i jeszcze bardziej zbladł.
-  Jak to? Jego dubler gra też w tym przedstawieniu? To jaki to dubler do cholery? Rusz swój tyłek obojętnie gdzie jesteś, zabierz dublera po drodze, czekam na was w mojej garderobie. Migiem, bo inaczej czeka nas klęska...

Kilka minut później już w trójkę siedzieli w garderobie.
-  Rozumiem, że znasz rolę Leona? - zapytał Marek dublera.
-  No znam, co prawda mało ją ćwiczyłem, bo znacie Leona, on zawsze się stawia na przedstawieniach, raz nawet z gorączką przyjechał, pamiętacie gdy...
Marek jednak mu przerwał.
-  Ale dziś go nie będzie. Siedzi w szpitalu i czeka na założenie gipsu. Poza tym, nawet jakby z tym szybko się uwinął, to nie zagra z gipsem tej roli, więc przestań pierdolić i po prostu odpowiadaj na moje pytania, ok?

Dubler odczuł po tych słowach powagę sytuacji i tylko skinął głową. Znowu zauważył drugą twarz Marka, który na próbach bywa czasem potworem, znika ten mega wyluzowany, uroczy brunecik, pojawia się diabeł a nawet aktorzy nazywają go czasem za jego plecami Mefisto.

-  Marek, wyluzuj - powiedział Artur, kumpel Marka i współreżyser i zwrócił się do dublera:
-  Masz jego rolę. Weź Lindę i jeszcze kilku innych aktorów i poćwicz teksty. Widziałeś Leona na próbach, dasz radę.
-  A co z moją rolą? - zapytał dubler.
-  Niech głowa Cię o to nie boli. To mała rola, więc najwyżej ją wytniemy.

To dublerowi się nie spodobało, o czym świadczyła jego mina.
-  Co znowu? Nie słyszałeś co powiedział Artur? Już Cię tu nie ma!
Dublerowi mina się nie poprawiła, ale posłusznie wyszedł z pokoju.
-Oddychaj stary, wyżywanie się na obecnych nie pomoże nam, a tylko zaszkodzi - powiedział spokojnie Artur.
-  Wiem, ale presja jest spora. Kurwa, cieszę się, że tu jesteś, bo ja chyba bym ich rozniósł, poczynając od zastrzelenia Leona, choć wiem, że to nie jego wina.
-  Luz. Mamy problem jeszcze z tą małą rolą... - powiedział Artur nadal spokojnie.

Marek zawsze się zastanawiał czy jest coś, co mogłoby Artura wyprowadzić z równowagi. Nigdy go nie widział nawet zdenerwowanego. Chciałby być taki jak Artur, przynajmniej odrobina jego spokoju by mu się przydała, wiedział, że jest zbyt ekspresywny, ale nic na to nie potrafił poradzić.

-  To proste - odparł w końcu i uśmiechnął się do Artura.
-  No tak, rozumiem, że mam iść przymierzyć kostium - westchnął Artur.
-  No słuchaj, to najlepsza opcja, postać ta nie ma dużo do powiedzenia, a założę się , że już kojarzysz jego kwestię. Ja nie mogę, bo już i tak mam rolę, więc nie rozdwoję się.
-  No wiem, wiem, lecę się przebrać i zagłębić w moją rolę. Liczyłem na spokojny wieczór za kulisami, a tu jak zwykle coś - powiedział Artur i krzywo uśmiechnął się.

Wstał i wyszedł. Marek nadal się obawiał o los przedstawienia, głównie o rolę jaką miał do odegrania dubler, ale pocieszał się, że jak coś pójdzie nie tak, to najwyżej skróci go o głowę.

Rozdział 27


Równolegle


Z rozmyślań i analiz kolejnych stron zapełnionych tabelkami wyrwał go wibrujący na biurku telefon. Spojrzał na wyświetlacz, który zamiast, jak zwykle ostatnio wyświetlać zdjęcia Błażeja, tym razem pokazywał Patryka. Po dłuższym zastanowieniu, czy odebrać, w końcu jednak wcisnął zieloną słuchawkę i burknął coś na kształt ni to “halo” ni “tak”.

- Jak miło słyszeć twój radosny głos gburku! - rzucił na powitanie.
- No cześć, lekko zapracowany jestem - chciał jak najszybciej spławić swego rozmówcę, wciąż będąc na niego wkurzonym po ostatnim spotkaniu, po którym ten przeniósł się do Grega. 
Patryk nie zważając na to, nieskrępowany zaczął nadawać o wszystkim i o niczym, a w między czasie Łukasz pełen znudzenia i zniecierpliwienia przeskakiwał przez kolejne strony w sieci, co miało w jakiś sposób ukoić jego irytację. W końcu nie wytrzymał i zapytał.

- Ale po co Ty w ogóle dzwonisz? Masz mi coś do powiedzenia?
- W zasadzie tak. - wziął głębszy oddech Patryk - Zdecydowaliśmy się z Gregiem na związek.
- Gratuluję, cieszę się - odpowiedział sucho, po czym znowu usłyszał szereg szczegółów love story swego przyjaciela, które słyszał, ale nie słuchał tak naprawdę, bowiem myślami odpłynął zupełnie gdzie indziej.

Błądził pomiędzy czasami gdy sam był z Patrykiem, a ostatnim wieczorem, gdy leżąc z Błażejem w łóżku ten zaczął zataczać coraz bliższe kręgi tematami około związkowymi, które Łukasz zbywał. Teraz zaczął się zastanawiać, czy warto tak uciekać i się chować przez związkami, romansami i innymi możliwościami jakiegoś tam spełnienia emocjonalnego. Zwykle zbyt długo analizował wszelkie sytuacje, w których się znajdował, licząc, że decyzje życiowe podejmą się same i nie będzie sam musiał wychodzić z żadną inicjatywą.

- Jesteś tam?
- Tak, tak, gratuluję, mówiłem przecież.
- Widać jak mnie słuchasz... A co u Ciebie ?
- Nic. Pracuję. Zgadamy się potem jakoś. Cześć.
- Baj - odpowiedział lekko zdziwiony obcesowością Łukasza, ale też wiedział, że nie warto ciągnąć tej rozmowy, a jak jego ex zechce się odezwać i pogadać, to tak uczyni.


Nie wiedząc, czy na złość Patrykowi - jeśli cokolwiek mógł zrobić mu jeszcze na złość, szczególnie w taki sposób - czy też realizując jakieś swoje wewnętrzne pragnienia stabilizacji, postanowił przy najbliższej okazji sprowokować Błażeja ponownie do poważniejszych rozmów i tym razem odnosić się do jego propozycji przychylniej. Cóż miał do stracenia.

Ułożył sobie w głowie plan idealnego wieczoru, podczas którego rozwiązałby tę kwestię. Uśmiechnął się sam do siebie. Nie myśląc za wiele postanowił przystąpić do realizacji planu. Wybrał numer Błażeja, ale ten jednak nie odbierał. Kolejne próby połączenia także nie przynosiły pożądanego skutku.

- Kurwa - zaklął w myślach i raptownie wytoczył się ze swego gabinetu w poszukiwaniu swego absztyfikanta.
Swe kroki skierował do szefowej, tam bowiem spodziewał się go zastać. Tymczasem nie było ani jego, ani Olgi.


***
Narada bojowa trwała w najlepsze. Przy stoliku w kącie kawiarni siedziały Olga z Karoliną i rozmarudzony Błażej. Narzekał ów bez ustanku, choć jednak z przymrużeniem oka, że wszelkie jego podchody do Łukasza spełzają na niczym.

- Nakupuje się człowiek jogurcików, szwęda po nocach, słucha tego pijackiego zawodzenia i po co? i Na co? I na chuj.
- No to akurat się spełniło - zaśmiała się Karolina.
- Wiem - odparł rozbawiony - w sumie naprawdę jest bardzo przyjemnie, może i nie mam na co jojczyć, ale wolałbym wiedzieć na czym stoję. Można się pospotykać, przespać, zrobić ileśtam rzeczy razem, które wspomina się bardzo miło, ale to musi dokądś prowadzić. Chyba że ja jestem zbyt niecierpliwy.
- A nic nie wyczytałeś więcej ciekawego na jego profilu? - nawiązała Olga do znaleziska Błażeja sprzed kilku tygodni, od którego zaczęła się cała jego przygoda z rozmowami kwalifikacyjnymi oraz próbami ściągnięcia Łukasza do Poznania. 
Podziwiała jego determinację i wytrwałość, choć dostrzegała w nich pewną nienormalność, albo przynajmniej lekkie postrzelenie. Z lektury profilu na portalu randkowym, postaci która tak zawróciła Błażejowi w głowie, wzięły się wszak rzeczone jogurty, przypadkowo lubiane te same filmy, oraz idealne trafianie w kulinarne gusta Łukasza. Błażej stawał niemal na rzęsach, by przypodobać się obiektowi swych westchnień, efekty były niewielkie, choć przyznać trzeba było, że ich obecną relację za pewien sukces poczytywać należy, szczególnie w kontekście tego, jak zachowywali się względem siebie na początku pracy Łukasza.

- Że jest zbyt zaplanowany, zbyt powściągliwy i życiowo niczym inżynier Mamoń. Lubi to co dobrze zna.
- To może zwolnij trochę, niech się oswoi z tobą bardziej. Wiem, że najchętniej malowałbyś już na biało płotek w waszym domku, ale spróbuj wziąć trochę na wstrzymanie.
- Taaaaa, daj mi lepiej tego czekoladowca i dużo bitej śmietany, to na mnie lepiej podziała niż myślenie o tym patafianie - puścił oko do Karoliny. 
Spojrzał mimowolnie na telefon, który wskazywał siedem nieodebranych połączeń. Wszystkie były od Łukasza.

- Teraz to niech sobie poczeka - pomyślał, pobawimy się inaczej.





sobota, 23 marca 2013

Rozdział 26


Wyznania


    Patryk dzielnie walczył z malowaniem ostatniego pokoju uzyskując całkiem przyzwoity efekt i był dumny z siebie, że zajęło mu to tak niewiele czasu. Kiedy nadawał ścianom barwy, myślał nieustannie o Grzegorzu i o tym, co do niego poczuł.
    Próbował to sobie jakoś zdefiniować, ale im bardziej się zastanawiał, tym gorzej mu to szło. Nie był zbyt mocny w nadawaniu oczywistościom jakiś wysublimowanych nazw, nie miał też do tej pory zbytnio potrzeby, aby w takim szybkim czasie się uzewnętrzniać ze swoich uczuć. W tym przypadku było jednak zdecydowanie inaczej niż zazwyczaj.

Pierwszy raz w swoim życiu trafiła go przysłowiowa strzała Amora. Nie miał wątpliwości, że te uczucia, jakie go ogarnęły są prawdziwe i głębokie. Odnosił też wrażenie, a nawet nabierał z każdą chwilą pewności, że Gregor również darzy go podobnymi. To sprawiało, że postanowił zaryzykować.

Nie traktował tego jako jakąś „zapchajdziurę” po poprzednim związku, gdyż minęło już na tyle sporo czasu, kiedy był z kimś związany, że przywykł do statusu bycia singlem. Nie szukał też nikogo na siłę, by zapełnić pustkę w swoim życiu, czy z naglącej potrzeby posiadania partnera, bo taki był trend wśród jego znajomych. Zdanie innych akurat miał gdzieś, przynajmniej jeśli chodzi o jego życie osobiste.

Zastanawiał się jedynie co z tego wyjdzie, o ile Gregor podzieli jego entuzjazm, gdyż znają się niespełna kilka dni. Na szczęście Patryk nie przejawiał zazwyczaj większej tendencji do zbytniej i głębokiej analizy swoich emocji, czy uczuć, ale tym razem było chyba inaczej, co też go dziwiło.
Wszystko przyjmował z dobrodziejstwem inwentarza w momencie, kiedy się budziło. Wyznawał zasadę, że lepiej żałować iż się nie udało, z takich czy innych powodów, niż tego, że się w ogóle nie próbowało. Tak w zasadzie spędził całe swoje życie idąc na mniej, lub bardziej zaawansowany spontan. Do tej pory całkiem nieźle na tym wychodził i w zasadzie nie zamierzał z tego podejścia rezygnować.

Uznał, że w najgorszym wypadku, kiedy Gregor będzie całkowicie na nie, co do jego „związkowego” pomysłu, potraktuje to jako urlopową przygodę i powróci do dawnego życia z przeświadczeniem mile spędzonych chwil, zyskując przy tym całkiem rewelacyjnego kumpla.

Najgorsze było jednak to, że nie wiedział, jak do tej rozmowy się zabrać. Zawsze trudno mu było wypowiedzieć w jakiś twórczy sposób to, co siedziało mu w głowie. Obawiał się, że Gregor weźmie go za prostaka, któremu odbiło, bo naoglądał się telenowel, czy naczytał romantycznych powieści. Nie uznawał się za głupka, ale też zdawał sobie sprawę, że choćby biorąc pod uwagę dwa różne światy w jakich żyli, nie reprezentuje dość wysokiej ligi. Idąc w myślach dalej tą drogą, zaczął w sobie widzieć więcej minusów, niż plusów, a to budziło wątpliwości, których jednak jednym cięciem się pozbył.

    - Cóż, słowo się rzekło, kobyłka u płotu, szkoda życia na cackanie się z faktami – pomyślał na głos podsumowując dumanie – Niech się dzieje co chce, najwyżej zrobię z siebie kretyna mówiąc mu, że się zakochałem bez opamiętania jak nastolatek w bystrym, przystojnym i silnym facecie.

    Nie wiedział, że Gregor wszedł na górę chwilę wcześniej, chcąc zawołać go na obiad. Stojąc na korytarzu i słysząc te słowa uśmiechnął się, bo wiedział że mógłby Patrykowi powiedzieć dokładnie to samo, mimo, że raczej przypominało to udział w jakiejś kiczowatej noweli.

    - Zrobiłbyś z siebie większego kretyna, gdybyś mi o tym nie powiedział – odparł Gregor
    Patryk skierował wzrok w stronę głosu zupełnie nie przypuszczając, że ujrzy tam Gregora. Pomyślał, że to raczej jego wyobraźnia płata mu figla. Greg jednak stał w drzwiach i uśmiechał się w jego stronę.
    - I czego tak się szczerzysz?
    - Chyba nie sądzisz, że po tym co usłyszałem będę się smucił?
    - Nie wiem, co sądzić – odpowiedział niepewnie Patryk
    - A jeśli powiem, że czuję do ciebie to samo i też byłbym skłonny zrobić z siebie kretyna, żeby ci to powiedzieć?
    - To uznałbym, że obu nas zdrowo powaliło i potrzebujemy leczenia
    - Akurat na leczeniu to ja się znam i diagnozując nasz przypadek obawiam się, że na to nie ma lekarstwa. To po prostu trzeba przechorować i albo się nabierze odporności, albo nas to zabije.
    Gregor podszedł do Patryka, który wciąż trzymał wałek na tyczce przyciśnięty mocno do ściany, po której od nacisku spływa farba drobnymi strugami. Wyglądało to tak, jakby włączono stop klatkę w filmowym poradniku - jak malować ściany.
    - Może byś chociaż odłożył ten wałek, kiedy próbujesz mi powiedzieć, że się we mnie zabujałeś. Poza tym panie doskonały robisz zacieki na ścianie – zaśmiał się Gregor
    - Kurwa!  dopiero teraz mówisz?
    - O zaciekach, czy o tym, że też się zabujałem? Nie chciałem stracić widoku twojej zakłopotanej miny, to takie niecodzienne u macho, a od dwóch dni widzę ją coraz częściej. To urocze.
    - Bardzo zabawne – odpowiedział jedynie Patryk.

    Patryk był trochę zły, bo zupełnie inaczej tę rozmowę sobie wyobrażał, z pewnością nie w momencie, kiedy był umorusany farbą, w dość mało romantycznej chwili i w dodatku kiedy niejako był wzięty z zaskoczenia. Planował przygotować kolację, stworzyć jakąś miłą oprawę do tej rozmowy, skoro pozbył się już Sylwii z domu. Chciał zaaranżować to dokładnie tak, jak się widuje właśnie na telenowelach.

Pospiesznie rozsmarował wałkiem powstałe zacieki, odłożył wałek i usiadł na szeroki parapet. Patrzył trochę zawiedzionym wzrokiem na Gregora, ale z drugiej strony był zadowolony, że doszli do sedna na luzie, bez pompy i chyba w mniejszym stresie, niż podczas tej wyszukanej kolacji, którą planował.

    - Na pewno tego chcesz? – zapytał na potwierdzenie Patryk
    - A gdybym nie chciał, to myślisz, że bym o tym mówił?
    - Musisz odpowiadać pytaniem na pytanie?
    - A tak robię?
    - Nie wytrzymam ! – wykrzyknął Patryk i zawarczał, co miało imitować jego złość.
    Gregor stanął naprzeciw siedzącego Patryka, objął go mocno mimo, iż ten był porządnie wysmarowany farbą i nachylając się patrzył mu głęboko w oczy.
    - Tak nerwusie, chcę tego, bardzo chcę, bo skoro tak mnie na ciebie rąbnęło, to musi to być coś.

    W oczach Patryka pojawiła się wielka radość i wyglądał faktycznie jak nastolatek, który przeżywa swoją pierwszą miłość z motylkami w brzuchu, bezsennością, brakiem apetytu i gonitwą myśli. Stojąc tak objęci zaczęli się całować, zupełnie nie zwracając uwagi, że znowu są obserwowani przez Sylwię, która wróciła się przebrać na wieczorne wyjście.

    - Czy wy możecie wytrzymać bez seksu choć chwilę? – wtrąciła się jak zwykle ignorując konwenanse .
    W tym momencie Gregor złapał leżącą obok Patryka mokrą gąbkę i celując idealnie rzucił ją w stronę siostry. Ta nie zdążyła się uchylić i przyjęła cios na twarz.
    - To makijaż na wieczór masz już z głowy – podsumował Patryk śmiejąc się szyderczo.
    Sylwia zaskoczona i odrobinę wściekła również zaczęła się śmiać.
    - OK. chyba mi się należało. Ogarniam się i znikam gołąbeczki, chyba, że mnie nakarmicie przed całonocną balangą?
    - Nakarmimy – odparł Gregor, a zwracając się do Patryka rzekł – A Ty pod prysznic i na dół, obiad czeka.
    - Hmm, to już wiem, kto tu robi za kobietę – rzuciła Sylwia i zbiegła na dół chcąc uniknąć ciosu czymś cięższym.

    Patryk skorzystał z łazienki na piętrze, a Greg poleciał za siostrą na dół. Chciał się z nią podzielić tą decyzją, jaką podjęli właśnie z Patrykiem, choć wiedział, że mimo szaleńczego usposobienia Sylwii, chyba nie podzieli jego entuzjazmu z powodu własnych doświadczeń ze związkami na odległość. Z tym też chciał coś zrobić, ale to już nie tylko zależało od niego...

Rozdział 25


Ośrodek.

Krystian od spotkania z Markiem był bardzo zajętym człowiekiem. Masa pracy, matka na głowie, dlatego dużo nie myślał o tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Wiedział jedno, dzwonienie do Łukasza nie ma sensu, bo jak by mu teraz to wszystko wytłumaczył. Powiedziałby: „Hej, mam dla Ciebie dobre wieści, wystawiłem Cię wtedy, bo mnie okradli, więc to nie Twoja wina. A złe wieści, przespałem się z Twoim sąsiadem, było bosko, ale właściwie nic to nie znaczyło”. 
Oj tak, to by były świetne wytłumaczenia. Swoją drogą na myśl o seksie z Markiem, Krystian sam do siebie się uśmiechnął: „Co to za facet, z zajebistym ciałem i uśmiechem, do tego to poczucie humoru, ciekawe czy dla odmiany da się na kawę wyciągnąć, a jak nie na kawę, to do łóżka znowu, seks z nim był nieziemski”.
Krystian nie przepadał za seksualnymi przygodami, bo czuł zawsze po takich razach nienasycenie. Teraz odczuwał taki stan, ale Marek jednak nie odezwał się do niego, mimo że miał jego numer. Krystian westchnął. Jego rozmyślania przerwała mu Weronika, jego asystentka:
-  Krystian, co jest? Modele czekają, a Ty pływasz myślami gdzieś daleko. Wszystko w porządku?
-  Nie bardzo, zresztą sam nie wiem – odpowiedział szczerze.
- Wiesz, że zawsze możesz ze mną pogadać, prawda? Znowu matka coś wymyśliła? - zapytała, bo znała doskonale matkę Krystiana, wiedziała, że kobieta ta czasami przegina w tym co mówi i w tym co robi.
- Nie, wyjątkowo matka ostatnio jest grzeczna – roześmiał się Krystian i przypomniał sobie, jak jego matka zachowywała się po śmierci jego ojca. Nagle zaczęła być bardzo towarzyska i nie stroniła od dużych ilości alkoholu. Nawet raz musiał ją odebrać z izby wytrzeźwień. Wiedział, że mocno przeżyła śmierć jego ojca, ale zaczął myśleć, że powoli wszystko wraca do normy.
-  Zatem co? Kłopoty łóżkowo-uczuciowe? - drążyła dalej temat Weronika.
-  Bingo. Nawaliłem z jednym fajnym chłopakiem, a z innym fajnym się przespałem  i teraz nie wiem, co dalej – powiedział.
-  Ok, widzę, że to dłuższy temat. Po pracy wyskoczymy na kawę i mi wszystko opowiesz, bo jak zaraz nie weźmiemy się do pracy, to nasi nadzy modele urządzą sobie tam orgię w studiu – roześmiała się.

Krystian lubił Weronikę. Zawsze mógł na niej polegać, cenił to w przyjaciołach. Weronika sama łatwo w życiu nie miała, trafiła w życiu na beznadziejnego faceta, który zrobił jej dziecko i zwiał, zostawił ją bez środków do życia, a miała wtedy zaledwie osiemnaście lat. Rodzice wywalili ją z domu praktycznie. Ona jednak nie załamała się, ogarnęła swoje życie bez pomocy innych. Obecnie mocno stąpa po ziemi i nie boi się wyzwań, jakie rzuca jej życie.

***
Tymczasem w szpitalu Michał denerwował się. Ubrał się w normalne ciuchy, spakował swoje rzeczy i czekał na Daniela. Z jednej strony czuł ulgę, że opuszcza szpital, z drugiej strony obawiał się tego, co go czeka. Daniel pojawił się punktualnie:
-  Gotowy? - zapytał.
-  Chyba tak – powiedział niepewnie Michał.
-  Chyba? Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem – powiedział twardo Daniel.
-  Gotowy – powiedział Michał pewniej.
-  No, już lepiej – uśmiechnął się Daniel i zarzucił na ramię torbę z rzeczami Michała.
-  To zbieramy się, wpadamy do Ciebie po rzeczy i jedziemy – powiedział Daniel i wskazał drzwi.

Pół godziny później byli już w mieszkaniu Marka i Michała. Marek zostawił mu kartkę, że musiał pojechać do teatru, ale na pewno do niego zadzwoni później. Michał zebrał kilka rzeczy.
-  Nie bierz za dużo, im mniej tym lepiej – powiedział Daniel.
-  To też rodzaj terapii panie opiekunie? - zaśmiał się Michał.
-  Coś w tym rodzaju. Ważne są rzeczy praktyczne, żadnych sentymentalnych, nie chcę by Ciebie coś tam rozpraszało. Zatem wiesz, żadnych pamiątek po rodzinie, chłopakach czy coś.
-  Nie ma problemu, jako, że nigdy nie miałem chłopaka, to więc nie będzie trudne – stwierdził ironicznie Michał.
-  Nie? - zdziwił się Daniel.
-  No nie, widzisz jak wyglądam. Nie jestem Mister World, a wiadomo, że faceci to głównie wzrokowcy – westchnął Michał.
-  Pierdolisz! Wygląd jest dobry na jeden numerek, na dłużej liczy się to co masz tu – stuknął palcem w czoło Michała.
-  Skoro tak mówisz – powątpiewał Michał.
-  Dobra, nie czas na pierdoły. Spakowany? - zniecierpliwił się Daniel.

Godzina jazdy samochodem i dotarli na miejsce. Oczom Michała ukazały się jakieś baraki.
-  A to co, jakiś obóz przetrwania? - skrzywił się Michał, który nie lubił tego typu klimatów.
-  Nie. Spokojnie, może nie wygląda to dobrze na pierwszy rzut oka, ale jest tu dość nowocześnie – powiedział Daniel.

Michał popatrzył powątpiewająco na otoczenie – baraki, mnóstwo drzew, boisko, znowu baraki, drzewa - westchnął zniechęcony. Podjechali pod główny barak. Daniel zarejestrował Michała, potem zaprowadził go do budynku, gdzie czekał na Michała pokój. Otworzył mu drzwi, wniósł torby, rzucił na łóżko.
-  Rozgość się, ja uciekam, wpadnę po Ciebie jutro z rana, do tego czasu zapoznaj się z otoczeniem.
Daniel po tych słowach zwinął się. Michał rozejrzał się po pokoju, w którym było mało rzeczy – łóżko, szafka na ubrania, stoliczek przy łóżku i właściwie tyle.
-  No świetnie, w co ja się wpakowałem... - powiedział do siebie na głos.
-  Spokojnie, ja też tak mówiłem na początku – usłyszał głos od strony niezamkniętych drzwi. Michał odwrócił się, ujrzał chudego blondyna o podkrążonych oczach.
-  Sorki, drzwi były otwarte i jakoś usłyszałem, co mówiłeś do siebie – powiedział blondyn i uśmiechnął się. Miał troszkę krzywy uśmiech. To, plus podkrążone oczy robiło koszmarne wrażenie.
-  Nie ma sprawy – wydusił z siebie Michał.
-  Jestem Kacper, przebywam już tu troszkę. Zobaczysz, da się przyzwyczaić.
-  Ja Michał. Zobaczymy.
-  Ok, idę, jakby co, to mieszkam pod trójką. Jakbyś czegoś potrzebował daj znać – powiedział blondyn i wycofał się z pokoju.
Michał nawet nie zdążył odpowiedzieć. Pomyślał tylko, że to będzie długi pobyt...

Rozdział 24



Dzień na przedmieściach


Po niespełna czterech godzinach snu, Gregora obudził hałas dobiegający z dołu domu. Zaspany jeszcze i półprzytomny zastanawiał się przez chwilę co się dzieje. Przypomniał sobie, że przecież na dole urzęduje jego siostra. Uśmiechnął się do siebie na myśl o jej wizycie i westchnął, bo wiedział, że nie zabawi długo. Jak zwykle kilka dni służbowo w kraju musiały im wystarczyć, żeby się sobą nacieszyć. Nie przypuszczał wtedy, że siostra postanowiła zmienić ten standard.

      Świadomość Gregora budząc się ze snu uzmysłowiła mu, że nastał nowy dzień, a co za tym idzie również i obowiązki. Chwycił telefon leżący na podłodze i wybrał numer kliniki. Czekając na połączenie spoglądał na śpiącego Patryka, którego twarz wyrażała zadowolenie i najwyraźniej śniło mu się coś miłego, gdyż kąciki jego ust nieustannie się unosiły w sennym uśmiechu.

      Kiedy usłyszał sekretarkę witającą go w słuchawce najciszej jak tylko mógł, aby nie obudzić Patryka poinformował ją, że nie da rady stawić się dziś w pracy i musi mieć dzień wolny. Mimo, iż był szefem kliniki potrafił się tłumaczyć przed sekretarką z dnia swojej nieobecności. Nie miało to znaczenia, że nie musiał tego robić. Nigdy nie zdarzyło mu się zawalić pracy, ale dziś nie miał siły pracować i wolał mimo wszystko nie zabić swojego pacjenta, kiedy zadumałby się w trakcie zabiegu nad wczorajszą nocą i nad Patrykiem. Zdawał też sobie sprawę, że nie ma już dwudziestu lat, kiedy mógł nie spać dobę a nawet więcej bez żadnego większego obciążenia. Wiek robił swoje, a ciało domagało się od niego należytego traktowania.

      Odłożył telefon, przekręcił się na bok, głowę oparł na zgiętej ręce i znów patrzył na Patryka. Zauważył, że ten coraz częściej rusza gałkami pod powiekami, co zwiastowało rychłe przebudzenie. Tak też się stało. Chwilę później Patryk otworzył oczy i  od razu skierował swój wzrok na Gregora. Intuicyjnie chciał się chyba upewnić, że to nie sen i że on jest tuż obok. Nie zawiódł się i nie musiał się szczypać. Gregor delikatnie pocałował Patryka w policzek, co było wystarczającym dowodem na rzeczywistość.

      - Dzień dobry śpiochu – przywitał się Greg
      - Hej. Co ty tu jeszcze robisz?
      - Patrzę na swój urodzinowy prezent i podziwiam – odpowiedział z uśmiechem Gregor
      - Fakt, pamiętam to porównanie twojej siostry. Twoje zupełne przeciwieństwo. Masz dziś wolne?
      - Tak, właśnie sobie załatwiłem dzień lenia. Szef ma swoje prawa.
      - Ehhh – przeciągle westchnął Patryk – też bym tak chciał, ale nie ma lekko.
      - Dlaczego? Przecież masz urlop
      - Ale urlop niebawem się skończy i trzeba będzie wracać do kieratu
      - Hmm no tak – potwierdził Greg. A nie myślałeś, żeby ją zmienić na ciekawszą?
      - Myślałem, ale przywykłem do niej chyba. Poza tym bez dyplomu do którego zabrakło mi jednego roku nie mogę liczyć na zbyt ciekawe oferty.
      - To czemu ich nie dokończysz? – dociekał Gregor
      - Jak człowiek wpada w rutynę dnia, to jakoś się nie ma ochoty na dodatkowe rzeczy
      - Chyba tak, też jestem rutyniarzem – uśmiechnął się Gregor – Pewnie też sporo spraw i ludzi trzyma Cię w Łodzi?
      - Nie, właściwie nic mnie tam nie trzyma. Rodzice są za granicą, przyjaciele zajęci swoim życiem. Nawet Łukasz uciekł z tego miasta w poszukiwaniu nowego świata. Jedynie praca została mi ta sama. To wszystko.

      Gregor chciał podświadomie usłyszeć taką właśnie odpowiedź. W jego umyśle przeleciała jedna myśl, że nie chciałby mieć Patryka zbyt daleko od siebie. Nie był pewny co do niego czuł, ale nie było to bynajmniej jedynie pożądanie. 
Uśmiechnął się do swoich myśli dotyczących Patryka, którego widział rano krzątającego się po ich już wspólnej kuchni, marudzącego, że skończyła się kawa, czy ubierającego się w pośpiechu w swoje wytarte jeansy i skórę i jednocześnie na szybko myjącego zęby.

      - Z czego tak zacieszasz doktorku?
      Gregor nawet nie zauważył, że wpatruje się w jeden punkt na ścianie i ma uśmiech na twarzy.
      - A coś mi się przywidziało w wyobraźni i to było miłe przywidzenie.
      - Nie wiem, czy chcę wiedzieć jakie ciacho musiało Ci stanąć przed oczyma – podsumował raczej prowokująco Patryk.
Chciał usłyszeć zaprzeczenie, albo wskazanie jego jako owego obiektu wizji, które wprawiły Grzegorza w taki radosny nastrój mimo, iż obaj czuli zmęczenie z powodu zarwanej nocy. Gregor nie odpowiedział, posłał jedynie uśmiech w stronę Patryka i pocałował go w gorące usta przytulając się i opierając głowę na jego piersi. Wprawnym uchem słyszał bicie serca Patryka. Było miarowe, spokojne i wyraźne. Zawsze fascynował go ten dźwięk. Niestety od dłuższego czasu słyszał go jedynie zawodowo. Dziś to pierwszy raz, kiedy mógł się na nim skupić ile tylko chciał. 

Obaj zaczęli pogrążać się ponownie we śnie, kiedy usłyszeli głośny gwizd dobiegający z drzwi od pokoju. W odrzwiach stała Sylwia, która za pomocą palców w ustach ostrym dźwiękiem sprowadziła kochanków na ziemię.
      - Wstawać ! Ja rozumiem, że facecki seks jest wyczerpujący, zwłaszcza jak się sparują takie buhaje, ale jest czternasta. Może byśmy zorganizowali jakiś wypad? Chcę się poszwędać po moim rodzinnym mieście ! Ruszcie tyłki ! – rozkazującym tonem rzekła Sylwia
      - Kobieto, jesteś zaprzeczeniem marności i słabości swego gatunku – dopowiedział Greg
      - Tak wiem, przejęłam wszystkie lepsze geny, tobie został jedynie intelekt, choć akurat teraz go chyba nie wykorzystujesz w nadmiarze – uśmiechnęła się do brata i podchodząc do łóżka szybkim ruchem zerwała z chłopaków kołdrę.
      Z racji przebudzenia i wzajemnej bliskości ich przyrodzenia były dość mocno pobudzone a obraz jaki ukazał się oczom Sylwii spowodował, że już bez użycia palców a jedynie za pomocą jakże zwinnego języka zagwizdała dość wymownie.
      - Ejjjjjjj siostra, ciebie trzeba leczyć! Jesteś aż tak niewyżyta, że musisz oglądać przyrodzenie swojego brata i jego faceta?
      - Nie, twój fiut już jest mi znany od szczeniaka, bardziej chciałam zobaczyć przyrodzenie twojego chłopaka
      Wtedy dotarło do Gregora i Patryka, że obaj chyba stanowią parę, przynajmniej w świetle wypowiedzianych słów Grześka i Sylwii. Popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się. Patryk wyskoczył z łóżka i błyskawicznie rzucił kołdrę na nich szybko się pod nią również skrywając
      - Jesteś bardziej zboczona niż ja – z lekkim wyrzutem wycedził Patryk.
      - To oczywiste – odparła bezczelnie Sylwia nic sobie nie robiąc z zakłopotania chłopaków – równowaga chłopcze w przyrodzie być musi. Macie kwadrans, żeby się zwlec na dół – podsumowała stanowczo Sylwia i wyszła z pokoju.
      - Yyyy, przepraszam za nią. Od kiedy wie, że jestem gejem, czyli od dawna, stała się największą fanką tego klubu. Czasem to wydaje mi się, że jest bardziej gejowska niż my sami. Niestety to czasem strasznie irytujące, jak widzisz – powiedział z zakłopotaniem Greg
      - Daj spokój, lepiej chyba, jak jest na luzie, niż miałaby nas palić na stosie?
     - Masz rację. Chodźmy na dół, bo gotowa jest urządzić nam piekło. Istny diabeł wcielony.

      Obaj wstali z łóżka, podążyli do łazienki na piętrze i wzięli szybką wspólną kąpiel. Nie był to szczyt fantazji Patryka, ale w tych okolicznościach nie mógł liczyć na więcej. Na dole czekała niecierpliwa bestia skłonna pożreć ich żywcem, jeśli nie będą posłuszni. Czuli się niejako jak na obozie karnym, gdzie posłuszeństwo jest egzekwowane z całą stanowczością.

      Zeszli do salonu a w kuchni czekała już na nich aromatyczna kawa i kilka naleśników z serem. Obaj nie mieli okazji dawno jeść czegoś tak prostego, a jednocześnie tak przywracającego wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to mama czy babcia robiła im naleśniki z serem na słodko. Z apetytem zjedli śniadanie i wspólnie pozmywali kilka naczyń. Ich duet zaczynał być naprawdę dość zsynchronizowany. 

Sylwia w międzyczasie siedziała na tarasie chłonąć wiosenne promienie słońca, które przygrzewało coraz mocniej i w Internecie sprawdzała, czy w mieście organizowane są jakieś plenerowe imprezy. Znalazła kilka wystaw,, które chętnie by zobaczyła, przez moment myślała nawet o operze, ale uznała, że by tego nie wytrzymała, ale teatr i dobre przedstawienie uznała za dobry pomysł. Przeglądnęła repertuar i wybrała spektakl współczesny. Zauważyła też, że bilety zostały już wysprzedane.
      - A tak się miło zapowiadało… - powiedziała smutnym głosem w przestrzeń ogrodu
      - Co się miło zapowiadało? – zapytał Patryk
      - Przedstawienie. Znalazłam w sieci recenzję. Brzmi kusząco. Wieki nie była w teatrze.

      Patryk od razu pomyślał o Marku i jego zaproszeniu ich na próbę. Tam właśnie poznał Gregora. Uśmiechnął się radośnie na to wspomnienie i na myśl o tym przedstawieniu, które widział. Była to ta sama sztuka, która interesowała Sylwię.
      - Hmmm, a co jeśli załatwiłbym Ci możliwość zobaczenia przedstawienia?
      - Możesz?
      - Zawsze i wszędzie, ale jak wiesz wolę samców – odgryzł się za wcześniejsze docinki
      - Oj nie udawaj już takiego ogiera. Wszyscy tak się chwalicie a potem wychodzi jak zwykle, poza tym przestań żartować. Chcę to zobaczyć! Znaczy przedstawienie, nie twoje możliwości, choć nie powiem, żeby mnie to nie korciło – odparła wystawiając dziecinnie język
      - Co ja z tego będę miał?
      - Ty materialistyczna świnio, targujesz się o mój dostęp do kultury?
      - Nie moja droga, targuję się o coś więcej. Spełnisz moje trzy życzenia, a dostaniesz miejsca w loży z najlepszym widokiem – zdecydowanie blefował Patryk, choć wiedział, że bilety załatwi, ale nie miał pewności, czy akurat w loży.
      - Dobrze, spełnię trzy twoje życzenia. Najpierw bilety. Najlepiej cztery, pójdziemy razem
      - Nie kochana, my już to widzieliśmy od kulis. Byliśmy na próbie generalnej. Poza tym to będzie miłe, jak się ciebie stąd na te kilka godzin pozbędziemy – w równie jadowitym tonie Sylwii odpowiedział Patryk
      - Ehhh, dałam się podpuścić, ale co tam. Niech stracę. Aż taki błyskotliwy nie jesteś, żeby wymyślić tragedię na trzy życzenia. Poza tym nie odstępuję od zawartych umów. W przeciwieństwie do ciebie mam jaja – bezczelnie już kontynuowała kłamiąc Patrykowi w żywe oczy
      - Tak, z pewnością jajeczka posiadasz, ale niebawem je stracisz i będziesz wredną upierdliwą babą w menopauzie, choć gdyby tylko wredota i upierdliwość o tym świadczyły, to uznałbym, że już ją masz
      - Proszę, jak chojraczy. Wystarczyło porządnie przerżnąć i już testosteron dymi uszami. Dobra załatw mi dwa bilety, a trzy życzenia są twoje.

      Wściekła za ten nieuczciwy targ wróciła do mieszkania, wzięła kluczyki brata nie pytając go nawet, czy może i odpaliwszy silnik ruszyła z piskiem opon w kierunku miasta.

      Patryk znalazł telefon i wystukał numer Marka, żeby poprosić go o przysługę. Chciał z Gregorem spędzić trochę czasu sam na sam, aby porozmawiać, a eksmisja Sylwii do teatru była idealną okazją. Po kilku sygnałach usłyszał głos kolegi.
      -  Heja Maro, masz chwilę?
      -  Dla ciebie zawsze. Co się urodziło?
      -  Słuchaj mam  prośbę, potrzebuję dwa bilety na Twoje przedstawienie. Na już, na teraz i miejsca koniecznie w loży. Zrobię co zechcesz ! -  z desperacją w głosie zaintonował Patryk
      -  Hmmm, nie powiem, żebym nie wiedział, co zrobić z taką deklaracją, ale chyba nie chcę cię tak wykorzystywać -  zaśmiał się Marek. Dla kogo te wejściówki mi powiedz.
      -  Dla siostry Gregora. Nawiedziła nas i mnie prześladuje, a muszę z nim o czymś ważnym porozmawiać w odpowiedniej scenerii, jeśli rozumiesz co mam na myśli.
      -  Znaczy, że chcesz gruchnąć na kolana prosząc o rękę doktorka, a potem oddać mu się cały tak?
      -  Coś w tym stylu, to jak pomożesz mi?
      -  Jasne, mam nawet wolną lożę. Możesz wpadać po te bilety choćby i zaraz, jestem akurat w teatrze.
      -  Niespecjalnie mogę się wyrwać, mam tu trochę roboty z malowaniem, ale zadzwonię do Sylwii i ona je odbierze, jeśli to nie problem
      -  Absolutnie żaden, choć szkoda, że Greg nie ma akurat brata -  rozmarzył się Marek
      -  Tobie tylko seks w głowie buhaju. Jestem Twoim dłużnikiem !
      -  Bezapelacyjnie będzie cię to drogo kosztować -  zaśmiał się Marek -  Daj jej mój numer i niech mnie łapie. Coś jeszcze chciałeś, czy tylko taką pierdołą zawracasz mi głowę?
      -  W zasadzie tylko to chciałem załatwić, ale mogę zapytać jeszcze co u ciebie?
      -  Szczery jak zwykle i to w tobie lubię. U mnie ok, ale o tym pogadamy przy browarku, jak się odkleisz od doktorka.
      -  Dzięki Maro, przyczyniasz się do... -  zaciął się, bo sam nie wiedział do czego prowadzić będzie to, co chciał powiedzieć Gregowi.
      -  Tak, tak wiem i żyli długo i szczęśliwie. Powodzenia w oświadczynach ogierze
     
      Patryk jeszcze raz podziękował za przysługę i zakończył połączenie. Chciał zadzwonić do Sylwii, ale uświadomił sobie, że nie ma jej numeru. Wszedł na górę. W sypialni leżał Greg, ale nie wydawało się, żeby spał. Miał zamknięte oczy, ale jego twarz się uśmiechała kiedy Patryk pojawił się w drzwiach.
      - Greg, możesz mi dać numer do swojej siostry?- zapytał niepewnie
      - Do mojej siostry? – zapytał lekko zdziwiony
      - Tak, mam jej coś do przekazania i wtedy spełnią się moje trzy życzenia
      - Znaczy ona je spełni dla Ciebie?
      - Tak, muszę jej tylko przekazać informację, bo pojechała do miasta twoim autem, więc może sobie odebrać moją część umowy
      - Hahahaha – zaśmiał się rubasznie Greg – ona nie wywiązuje się z żadnych umów, no chyba, że chodzi o pracę, więc nie licz na zbyt wiele. Numer jest w telefonie pod hasłem zołza, dzwoń.
      - Miło nazywasz siostrę
      - Takie są fakty, po co udawać?

      Patryk wziął telefon Grega, odnalazł numer Sylwii i próbował się połączyć. Nagle usłyszał niemalże krzyk Grega
      - Coooooś ty powiedział? Pojechała moim samochodem?

      Gregor niemalże poderwał się na równe nogi a Patryk zdziwiony patrzył na niego nie wiedząc, co się dzieje.
      - Przecież zabrali jej prawo jazdy dwa lata temu. Daj mi proszę ten telefon
      - Później ją opiórkasz, najpierw moja umowa, to ważniejsze niż twoje krzyki, chociaż, czy Ty w ogóle umiesz krzyczeć? – zaśmiał się Patryk i pocałował go w policzek.
      Po kilku sygnałach telefon odebrała Sylwia.
      - Greguś skarbie ty moje, nie denerwuj się. Ja przecież umiem jeździć. Autko jest całe, siostrunia jest cała, wszystko jest cacy – zaczęła od razu się tłumaczyć
      - To bardzo dobrze, że siostrunia jest cała i autko jest całe – odpowiedział Patryk – jesteś w mieście tak?
      - Yyyy a cześć szwagier, tak jestem
      - Szwagier? , no nieważne. To dobrze, wiesz gdzie jest teatr Nowych Form?
      - No ja cię proszę, nie mów, że załatwiłeś mi bilety?
      - Taki był deal, możesz je odebrać u Marka, to jeden z reżyserów i zarazem aktor. Za autograf doliczę ci jedno życzenie.
      - Jesteś kochany, a ten aktor to … - nie zdążyła dokończyć gdyż przerwał jej Patryk
      - Nie licz na nic, woli, jak to określiłaś facecki seks – zaśmiał się do słuchawki i popatrzył kątem oka na Grzegorza, którego wzrok zdradzał ogromne zdziwienie.
      - Ehh, mogłam się domyślić. Znaczy mam się wywiązać z umowy?
      - Dokładnie tak. Pierwsze życzenie jakie mam, to abyś dzisiaj zniknęła.
      - Głuptasie, dlatego chciałam dwa bilety. Dziś mnie nie będzie, a ty właśnie straciłeś jedno życzenie. Myślenie to chyba nie jest twoja mocna strona, co? – zadrwiła Sylwia
      - Spokojna twoja ruda rozczochrana, mam jeszcze trzy dodatkowe
      - Dwa kochanie, z matematyką też masz problemy?
      - Dodatkowe mam za autograf i bez dyskusji. Znikasz do jutra rana. Miłej zabawy. Numer Marka wyślę ci przez sms. Baj wredna zołzo – po tym pożegnaniu Patryk się rozłączył
      - Pozbyłeś się mojej siostry na cały dzień w dodatku z moim samochodem, który prowadzi bez prawa jazdy?
      - Na to wygląda. Nie marudź, nic jej nie będzie, poza tym spędzimy ten wolny dzień we dwoje.
      - Nie mogę się doczekać – westchnął jedynie Grzegorz nie mogąc pozbyć się z wyobraźni zatrzymywanej przez policję Sylwii i jej kłótnie ze stróżami prawa.

      Patryk widząc lekkie zatroskanie Gregora wtulił się mocno w niego, objął i zaczął delikatnie całować. Przyniosło to oczekiwany efekt, gdyż Greg tylko się uśmiechnął i przestał martwić się o siostrę, która najwyraźniej miała wszelkie objawy ADHD. 
Przeleżeli w łóżku jeszcze ponad godzinę pieszcząc się czule, a potem Patryk zabrał się do malowania ostatniego pomieszczenia i drzwi. Chciał skończyć to tego dnia, aby wieczorem na spokojnie móc porozmawiać z Gregorem. Ten w tym czasie przygotowywał pyszny obiad i szalał w najlepsze w kuchni, dając upust swoim nerwom i troskom wynikającym z charakteru siostry. Kochał ją jak nikogo na świecie, ale momentami, kiedy przypominał sobie jej wszystkie wyczyny z dzieciństwa i młodości miał wrażenie, że powiedzenie „Gdzie diabeł nie może…” w tym przypadku sprawdza się idealnie.