sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 28


Przed przedstawieniem

Marek od rana kręcił się niespokojnie po budynku teatru, musiał tu dziś być - kolejne przedstawienie w jego krótkiej, ale jak najbardziej udanej karierze. Żałował, że nie mógł osobiści pożegnać Michała, ale pomyślał, że kumpel zrozumie. Za to odwiedzi go za jakiś czas w jego “więzieniu”.

Dziś teatr ważniejszy, gdyż dyrektor poinformował go, że wpadną jakieś szychy odpowiedzialne za dofinansowanie teatru, bo niestety z samych biletów teatr by się nie utrzymał. Mają dokładnie przyjrzeć się całemu teatrowi i ludziom pracującym w nim, musiał przyznać, że poczuł presję, że akurat przedstawienie, w które sam reżyseruje i w którym sam też gra będzie obserwowane przez nich. Tego dnia rozluźnił się tylko na moment, gdy dzwonił Patryk i prosił o bilety, to akurat nie było trudne do załatwienia.

Wszedł do garderoby aktorów. Byli już prawie wszyscy, zawsze wpadają dużo wcześniej by się przygotować i powtórzyć niektóre sceny, z których nie byli zadowoleni na próbie. Zauważył brak jednego z głównych aktorów. “Powinien już tu być” - pomyślał i zaczął intensywniej się rozglądać wśród zebranych. Jego wzrok zatrzymał się na niskiej brunetce do której podszedł.
-  Hej Linda!
-  Cześć Marek, wielki dzień, co? - powiedziała Linda.

Marek nie znosił jej, gdyby zarządzał tym teatrem, to ona byłaby pierwszą osobą jaką by wywalił. Zresztą jego uczucia były odwzajemnione. Ona również go nie znosiła. Oboje jednak doskonale wiedzieli, że dla dobra pracy muszą umieć ze sobą współpracować.
-  Słuchaj, szukam Leona. Powinien już tu być chyba.
-  Leon? Dzwonił do mnie z dwie godziny temu, mówił, że jedzie już.
-  Masz jego numer? Możesz przedzwonić? - denerwował się Marek.

Linda widziała jego zdenerwowanie, cieszyło ją to. Zawsze marzyło jej się by w końcu podwinęła się noga temu panu “jestem wielką gwiazdą”. Jednak wiedziała, że klęska tego przedstawienia mogłaby się odbić też na niej, zatem tylko westchnęła i wyciągnęła telefon. Marek patrzył na nią z napięciem i zauważył, że mina jej zbladła.
-  Linda, co jest?
Ona szybko skończyła rozmowę przez telefon i spojrzała na Marka:
-  Nie uwierzysz...
-  No mów! - Marek był już mega spięty.
-  Ten idiota złamał nogę schodząc po schodach i zapomniał do nas zadzwonić, jest w szpitalu teraz.
Marek zbladł.
-  Żartujesz? To nie jest śmieszne...
-  Nie żartuję. Lepiej szybko coś wykombinuj panie reżyserze - powiedziała ironicznie.
Marek już jej jednak nie słuchał. Chwycił za słuchawkę i wykręcił numer do swojego kumpla, który pomagał mu przy tym przedstawieniu:
-  Słuchaj, Leon złamał nogę... nie, nie żartuję... gdzie mamy jego zastępcę?
Chwilę słuchał i jeszcze bardziej zbladł.
-  Jak to? Jego dubler gra też w tym przedstawieniu? To jaki to dubler do cholery? Rusz swój tyłek obojętnie gdzie jesteś, zabierz dublera po drodze, czekam na was w mojej garderobie. Migiem, bo inaczej czeka nas klęska...

Kilka minut później już w trójkę siedzieli w garderobie.
-  Rozumiem, że znasz rolę Leona? - zapytał Marek dublera.
-  No znam, co prawda mało ją ćwiczyłem, bo znacie Leona, on zawsze się stawia na przedstawieniach, raz nawet z gorączką przyjechał, pamiętacie gdy...
Marek jednak mu przerwał.
-  Ale dziś go nie będzie. Siedzi w szpitalu i czeka na założenie gipsu. Poza tym, nawet jakby z tym szybko się uwinął, to nie zagra z gipsem tej roli, więc przestań pierdolić i po prostu odpowiadaj na moje pytania, ok?

Dubler odczuł po tych słowach powagę sytuacji i tylko skinął głową. Znowu zauważył drugą twarz Marka, który na próbach bywa czasem potworem, znika ten mega wyluzowany, uroczy brunecik, pojawia się diabeł a nawet aktorzy nazywają go czasem za jego plecami Mefisto.

-  Marek, wyluzuj - powiedział Artur, kumpel Marka i współreżyser i zwrócił się do dublera:
-  Masz jego rolę. Weź Lindę i jeszcze kilku innych aktorów i poćwicz teksty. Widziałeś Leona na próbach, dasz radę.
-  A co z moją rolą? - zapytał dubler.
-  Niech głowa Cię o to nie boli. To mała rola, więc najwyżej ją wytniemy.

To dublerowi się nie spodobało, o czym świadczyła jego mina.
-  Co znowu? Nie słyszałeś co powiedział Artur? Już Cię tu nie ma!
Dublerowi mina się nie poprawiła, ale posłusznie wyszedł z pokoju.
-Oddychaj stary, wyżywanie się na obecnych nie pomoże nam, a tylko zaszkodzi - powiedział spokojnie Artur.
-  Wiem, ale presja jest spora. Kurwa, cieszę się, że tu jesteś, bo ja chyba bym ich rozniósł, poczynając od zastrzelenia Leona, choć wiem, że to nie jego wina.
-  Luz. Mamy problem jeszcze z tą małą rolą... - powiedział Artur nadal spokojnie.

Marek zawsze się zastanawiał czy jest coś, co mogłoby Artura wyprowadzić z równowagi. Nigdy go nie widział nawet zdenerwowanego. Chciałby być taki jak Artur, przynajmniej odrobina jego spokoju by mu się przydała, wiedział, że jest zbyt ekspresywny, ale nic na to nie potrafił poradzić.

-  To proste - odparł w końcu i uśmiechnął się do Artura.
-  No tak, rozumiem, że mam iść przymierzyć kostium - westchnął Artur.
-  No słuchaj, to najlepsza opcja, postać ta nie ma dużo do powiedzenia, a założę się , że już kojarzysz jego kwestię. Ja nie mogę, bo już i tak mam rolę, więc nie rozdwoję się.
-  No wiem, wiem, lecę się przebrać i zagłębić w moją rolę. Liczyłem na spokojny wieczór za kulisami, a tu jak zwykle coś - powiedział Artur i krzywo uśmiechnął się.

Wstał i wyszedł. Marek nadal się obawiał o los przedstawienia, głównie o rolę jaką miał do odegrania dubler, ale pocieszał się, że jak coś pójdzie nie tak, to najwyżej skróci go o głowę.